Festiwale
W Wieliczce: Jan Jarczyk, Zbyszek Wegehaupt, Mateusz Smoczyński i Janusz Stefański
fot. Krystian Brodacki

Zbigniew Seifert in memoriam

Krystian Brodacki


Zbyszek nie lubił grać z zegarkiem na ręku. Pewnego wieczoru w klubie Jazz Keller we Frankfurcie, gdzie publiczność siedziała na ziemi, tuż przy estradzie, zdjął zegarek i położył przed sobą. Zgodnie ze swym zwyczajem grał z zamkniętymi oczami... A gdy je otworzył, zegarka już nie było! – oto jedna z wielu anegdot o Seifercie, jakie usłyszeliśmy podczas konferencji promującej wielce ciekawą książkę Anety Norek pt. „Man Of The Light” w muzeum „Manggha”; opowiedziała ją żona Zbyszka Agnieszka.

To spotkanie, w ramach Dni Seiferta w Krakowie, 5 - 7 listopada br., nie miało bynajmniej smutnego charakteru. Ostatnie lata skrzypka – zmagania z chorobą i zarazem
twórczego rozmachu – zdumiewały tych, którzy go znali: był pełen optymizmu i ogromnej siły wewnętrznej, która udzielała się innym. Mówili o tym Janusz Stefański, Jan Jarczyk, Bronisław Suchanek, Grzegorz Tusiewicz.

Na pomysł festiwalu Zbigniew Seifert in Memoriam – w 30-lecie śmierci Artysty – wpadła radna m. Krakowa Małgorzata Jantos, a podjęła go Magda Warejko z organizacji Pro Musica Mundi. Ale Stowarzyszenie De Profundis i jego prezes Marek Stryszowski postarali się o dodatkowy akcent seifertowski: w ramach 54. Zaduszek Jazzowych w Krakowie podczas koncertu 31 października w kinoteatrze „Uciecha” wystąpił Jarek Śmietana Band z programem ze swej najnowszej płyty „A Tribute To Zbigniew Seifert”.

Na płycie tej jest osiem kompozycji Zbyszka, znanych z longplayów „New Faces In Polish Jazz – JJ 69”, „Man Of The Light”, „Passion” oraz „Zbigniew Seifert”, w aranżacji Jarka.

Uczestnikami nagrania byli Adam Czerwiński - perkusja, Zbigniew Wegehaupt - kontrabas (obok Śmietany, Janusza Grzywacza i Mieczysława Górki uczestnik pamiętnej sesji z 14 listopada 1978 r. w klubie Pod Jaszczurami podczas ostatniego pobytu Seiferta w Polsce, kiedy to nagrano dwa longplaye pt. „Kilimanjaro”), Piotr Wyleżoł - fortepian, Grzywacz – instr. klawiszowe, oraz dziewięciu skrzypków z USA, Francji i Polski: Jerry Goodman, Mateusz Smoczyński, Didier Lockwood, Krzesimir Dębski, Chris Howes, Mark Feldman, Maciej Strzelczyk, Adam Bałdych i Pierre Blanchard.

Oczywiście nie sposób było sprowadzić tych wszystkich wiolinistów na jeden koncert do Krakowa; Śmietana zaprosił tedy tylko Jerry’ego Goodmana z USA, przed laty członka słynnej Mahavishnu Orchestra Johna McLaughlina. Poza tym zamiast Wegehaupta na basie wystąpił Amerykanin Ed Schuller. Podczas tej bardzo udanej prezentacji przekonaliśmy się, że utwory Zbyszka w 30 lat później brzmią bardzo świeżo i współcześnie, że odznaczają się oryginalną, przejmującą melodyką. A był to dopiero prolog do właściwej „Seiferiady” – bo tak bym nazwał tę nagłą erupcję muzyki Seiferta po wielu latach zapomnienia. I dobrze, że stało się to właśnie w jego rodzinnym mieście.

Dyrektorem artystycznym „Dni” został Janusz Stefański, nie pierwszy raz w podobnej roli: w 2000 r. podczas Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie nad Menem zorganizował koncert pięciu polskich zespołów jazzowych w tamtejszej Operze. W 2005 r. wpadł na pomysł festiwalu Polish-German Jazz Jamboree – aby przypomnieć fakt, że podczas festiwalu Sopot ’57 doszło do pierwszych po II wojnie światowej kontaktów między muzykami polskimi a niemieckimi. Zaprosił po 15 artystów z obu stron, reprezentujących trzy pokolenia; odbyły się dwa koncerty we frankfurckiej Operze.

Teraz, w Krakowie, marzył o dużej reprezentacji muzyków związanych z życiem, twórczością i pasją Zbyszka. Niestety z przyczyn finansowych nie mógł zaprosić nikogo z tych, którzy nagrali słynną i ostatnią płytę Seiferta „Passion”, a byli to – przypomnijmy – Jack DeJohnette, John Scofield, Eddie Gomez, Richie Beirach i Nana Vasconcelos. Z tych samych powodów nie przyjechali Paul Candless, Ralph Towner i Glen Moore z zespołu Oregon, z którym Zbyszek nagrał płytę „Violin – Oregon”, ani Cecil McBee i Billy Hart, którzy są na jego chyba najlepszej płycie „Man Of The Light”.

Ale przybyli inni bohaterzy „Człowieka Światła”: pianiści Jasper Van’t Hof i Joachim Kuhn; zjawił się też gitarzysta Philip Catherine, z którym Seifert zetknął się m.in. podczas nagrywania płyty Kuhna „Springfever”. Przyjechał młody zdolny skrzypek z USA Zach Brock, zafascynowany Seifertem; w Ameryce na każdym swym koncercie gra przynajmniej jeden jego utwór, a w przyszłości zamierza nagrać całą płytę wyłącznie z kompozycjami Zbyszka. Ze strony polskiej główną postacią okazał się Mateusz Smoczyński, ale... nie uprzedzajmy faktów.

Zacznę od środka, to jest od wydarzeń w Muzeum Manggha. Odbyła się tam 6 listopada projekcja fragmentów filmu „Passion” Erin Harper, amerykańskiej reżyserki, poświęconego Seifertowi; trudno w tej chwili oceniać rezultat jej pracy – poczekamy aż film (ok. 70 minut) będzie gotowy w całości, a ma to nastąpić za rok. Zaraz po projekcji wysłuchaliśmy szeregu kompozycji Seiferta i nie tylko.

Najpierw dwie kompozycje Jana Jarczyka zagrało trio Jarczyk-Gonciarczyk-Stefański, muzycy, którzy niegdyś wraz z Seifertem tworzyli jego Kwartet. Potem przy basie stanął Bronisław Suchanek, a na czwartego doszedł Zach Brock. Z wielką brawurą zagrał Spring on the Farm z płyty „Zbigniew Seifert” i Turbulent Plover z „Man Of The Light”, lecz także swój utwór Mr Shah, melodyjną balladę Jarczyka Remembering Seifert, skomponowaną specjalnie z okazji festiwalu, jak i Confirmation Parkera; zapowiadając ten utwór Suchanek przypomniał, że Seifert zdobywał jazzowe ostrogi grając na saksofonie altowym.

Wieczór zamknął barwny recital fortepianowy Władysława Sendeckiego: zaczął od utworu Evening Psalm z płyty Seiferta „Solo Violin” – z odjazdami w różne strony. Potem usłyszeliśmy piękną parafrazę znanej chopinowskiej impresji na temat kolędy Lulajże Jezuniu), a dalej Toys Corner i Harlequin, utwory z cyklu – według określenia „Adzika” – dziecięcych melodii dla dorosłych. Był też bardzo oberkowy Oberek.

7 listopada publiczność zjechała do podziemi kopalni wielickiej, by w sali „Haluszka” wysłuchać kolejnej porcji utworów Seiferta. Wszyscy muzycy: Jarczyk, Zbigniew Wegehaupt, Stefański zagrali znakomicie, ale rewelacyjnie wypadł najmłodszy: Mateusz Smoczyński. Słusznie spośród polskich skrzypków Stefański zaprosił właśnie jego: to artysta, który w muzykę Seiferta wszedł chyba głębiej niż jakikolwiek inny. Słuchając, z jakim zapamiętaniem i wirtuozerią gra Spring On the farm, Kilimanjaro i Turbulent Plover, jak świadomie „pod Seiferta” umiał zbudować swój utwór Mister Zbiggy, a wreszcie jak odważnie i z sukcesem zmierzył się a cappella z Wieczornym psalmem, pomyślałem nagle, że oto narodził się nam w Polsce „Paganini” jazzowych skrzypiec!

Ta myśl śmiała ma swój background: 5 listopada w Filharmonii Krakowskiej im. Karola Szymanowskiego usłyszałem Smoczyńskiego po raz pierwszy w bardzo odpowiedzialnej roli: solisty w seifertowskim Koncercie jazzowym na skrzypce solo, orkiestrę symfoniczną i grupę rytmiczną, zaprezentowanym w Polsce po raz pierwszy. Ponieważ do wspomnianej książki Aneta Norek dołączyła płytę z pra-premierowym nagraniem tego utworu w Hanowerze w 1974 r., kiedy to na skrzypcach zagrał sam kompozytor, można było czynić porównania.

Tylko jeden muzyk z ekipy z 1974 r., mianowicie pianista Joachim Kuhn zagrał Anno Domini 2009 w Krakowie – wielce inaczej, niż wtedy! Trzydzieści kilka lat temu był pod przemożnym wpływem McCoy Tynera, co jak wiemy bardzo odpowiadało Seifertowi. Dziś od tynerowskiego idiomu raczej odszedł, w stronę Jarretta i Cecila Taylora. Na miejscu Eberharda Webera na basie usłyszeliśmy Suchanka, a przy perkusji – Stefańskiego zamiast Daniela Humaira, a więc perkusję o wiele bardziej ekspresyjną. W Hanowerze grała orkiestra Rundfunkorchester Hannower pod batutą Mladena Guteshy, w Krakowie – orkiestra miejscowej Filharmonii pod batutą Bogdana Jarmołowicza. Moim zdaniem wersja krakowska okazała się lepsza, niż hanowerska! A Smoczyński zasłużył na gorące pochwały. Jarmołowicz też: niemało się natrudził, by móc sprawnie poprowadzić ten utwór, ma on bowiem fragmenty, jak sam stwierdził, niemożliwe do zagrania.

Wynika to stąd, że pisząc Koncert (a właściwie pierwszą część zamierzonego trzyczęściowego dzieła, którego jednak nigdy nie dokończył) Seifert nie miał żadnego doświadczenia w komponowaniu na orkiestrę symfoniczną, poczynił więc błędy, które Jarmołowicz musiał skorygować. To muzyka atonalna, ciekawie rozpisana na smyczki i wielką sekcję instrumentów dętych, brzmiąca współcześnie, z prostym, a jednocześnie chwytającym za serce motywem przewodnim skrzypiec. Gatunkowo należy ten utwór do tzw. III. Nurtu, który jako koncepcja w tym wypadku budzi aprobatę. Drażniło użycie przez skrzypka w pewnym fragmencie Koncertu pedału wah-wah (tzw. „kaczki”), który nie pasował do obrazu dźwiękowego całości. Tak jednak chciał kompozytor: użył wszak „kaczki” w nagraniu hanowerskim...

W pierwszej części tegoż wieczoru recital solowy dał Kuhn, grając nie tylko na fortepianie, lecz także na saksofonie altowym. Przed nim na estradzie Filharmonii pojawiła się „wesoła trójka”, czyli Jasper Van’t Hof i Philip Catherine oraz amerykański perkusista Adam Nussbaum. Starsi panowie bawili się na estradzie jak dzieci, tańcząc, chichocząc, przekazując sobie jakby od niechcenia muzyczne sygnały. Istotą tego występu była żywiołowa improwizacja. Trzy kompozycje Catherine’a, dwie Van’t Hofa i jedna wspólna pt. The Poland Experience pozostawiły słuchaczy w stanie euforycznym. Ci muzycy pokazali, jak można się cieszyć ze wspólnego grania i tą swoją radością dzielić się z ludźmi.

Krystian Brodacki
 

 Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2009

 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu