Festiwale
Enrico Zanisi Trio, Włochy
fot. Marek Dusza


Artykuł opublikowany
w JAZZ FORUM 3/2013

12 Points Festival

Marek Dusza


Siedem lat temu firma Improvised Music Company z Dublina powołała do życia festiwal 12 Points. Nazwa jest przewrotna. Wzięła się z konkursu Eurowizji, gdzie kraje przyznawały maksimum 12 punktów za wykonanie piosenki. Dlaczego z Eurowizji? Bo to jedyny festi-wal-konkurs, który zbliża europejskie kraje za pośrednictwem muzyki, choć zmusza do rywalizacji.

12 Points nie przyznaje jednak nagród, lecz zbliża ludzi jazzu. Jego ideą jest prezentacja najciekawszych młodych europejskich jazzmanów. Każdego roku dwanaście zespołów, po jednym z każdego z krajów. A że państw w Europie jest więcej niż tuzin, nie wszystkie mają swych reprezentantów rok w rok. Polacy wystąpili tylko dwa razy. W 2009 r. zagrał w Dublinie Paweł Kaczmarczyk’s Audiofeeling Band, a rok temu w Porto wystąpił Maciej Obara Quartet. Bowiem co dwa lata 12 Points migruje po Europie. Był nad fiordem w norweskim Stavanger, za rok będzie w szwedzkiej Umei, Europejskiej Stolicy Kultury 2014. Rada dla naszych młodych jazzmanów: już warto przygotowywać materiał i aplikować do udziału w tym festiwalu. Ważną częścią festiwalu są sesje i spotkania organizatorów życia jazzowego z całej Europy. Jest duża szansa wpaść im w ucho i zostać zaproszonym na inne festiwale. Więcej informacji na stronie www.12points.ie.

Największą zaletą festiwalu 12 Points jest prezentacja ciekawej i różnorodnej muzyki improwizowanej. Dyrektor Gerry Godley dba by były to najlepsze, młode europejskie zespoły. W wyborze pomagają mu przyjaciele i instytucje z wielu krajów. Polskim partnerem jest wrocławski festiwal Jazztopad. Jego dyrektor artystyczny Piotr Turkiewicz był uczestnikiem jednego z paneli dyskusyjnych. Na koniec wystąpienia polecił wszystkim zwrócić uwagę na polskiego pianistę Nikolę Kołodziejczyka.

Przez cztery wieczory, od 13 do 16 lutego 2013 r. Project Arts Centre w artystycznej dzielnicy Temple Bar, słynącej także z otwartych całą noc pubów, rozbrzmiewało intrygującymi improwizacjami. Każdy z zespołów miał nie więcej niż godzinę na zaprezentowanie swojej muzyki. Nie zawsze był to jazz, często okolice, choć nie bardzo odległe. Największym odkryciem było dla mnie trio włoskiego pianisty i kompozytora Enrico Zanisiego. 22-letni Włoch zdobył tytuł Best Jazz Talent 2012 w swoim kraju. Jego kalendarz jest wypełniony koncertami, mam nadzieję, że dotrze także do Polski.

Enrico Zanisi skończył prestiżowe konserwatorium im. Alfredo Casella w L’Aquili, w regionie Abruzzo, a jazz gra od 15. roku życia. Jego muzyka jest niezwykle liryczna, nasycona emocjami, ale wykonana z pewną powściągliwością. W czasie jego występu na sali zapadła całkowita cisza, publiczność delektowała się ciepłymi dźwiękami instrumentów, jakby Włosi przywieżli do Dublina słońce Italli. Towarzyszył mu grający oszczędnie i subtelnie perkusista Alessandro Paternesi i niewątpliwy wirtuoz, amerykański kontrabasista Joe Rehmer.

Jazz głównego nurtu był jednak w mniejszości. Reprezentował go także kwartet norweskiej saksofonistki Hanny Paulsberg z Trondheim. Jej saksofonowe improwizacje i łagodne brzmienie przypominały mi Charlesa Lloyda. Młodzi Norwegowie jak zawsze zaprezentowali wysoki poziom. Tradycyjnie, choć ujmująco zabrzmiała pianistka i wokalistka Olivia Trummer z Berlina. W jej zespole grał na perkusji urodzony w Polsce Bodek Janke. Trummer gra na fortepianie lepiej niż śpiewa. Niestety, za bardzo próbowała się przymilić publiczności standardami i jazzowymi interpretacjami kompozycji Mozarta.

W nurcie mainstreamu, o ile jeszcze można używać tej nazwy, znalazł się grecki pianista Nikolas Anadolis z Salonik. Jako jedyny z wykonawców dał solowy recital, ale była to przewidywalna muzyka. Grek posługuje się schematami zasłyszanymi u innych pianistów. Jest w tym bardzo biegły, co sprawiło, że był to wciągający recital, ale bez odkryć. Mam nadzieję, że popracuje nad własnym stylem.

Festiwal rozpoczął się od sensacji, za jaką uważam trio Mopo z Helsinek. Wyłonili się z ciemności hałasując na różnych przeszkadzajkach. Kontrabasista, jak się po chwili okazało, walił młotkiem w kawałek blachy. Drobna blondynka Linda Fredriksson uklękła przy saksofonach barytonowym i altowym i zagrała ekspresyjnie niczym Rahsaan Roland Kirk. Jak mi potem szczerze wyznała, nie wiedziała, że Kirk grał tak 50 lat wcześniej. Taki styl dawał jej ogromną paletę barw, a był przy tym atrakcją dla publiczności. Od Finów płynęła fala pozytywnych wibracji. Cieszyli się swoją zwariowaną nieco muzyką i tę radość przekazywali słuchaczom. Były też elementy performance’u, kiedy kontrabasista przypadkiem przewrócił butelkę z wodą i wykorzystał to dla uzyskania efektów wizualnych i dźwiękowych.

Ciekawostką był występ szwajcarskiego zespołu THALi z wokalistką Sarah Buechi, która zainspirowana jest wokalną sztuką z Południowych Indii. Towarzyszył jej zespół jazzowy na wysokim poziomie. Zaśpiewała m.in. piosenkę, która trafiła w Szwajcarii na listę przebojów.

Było dużo inspiracji free jazzem. Ostro zagrali Francuzi ze Strasbourga, czyli formacja OZMA. Obstawiony przystawkami gitarzysta Manu Adnot, saksofonista David Florsch i perkusista Stephane Scharle nie szczędzili energii w improwizacjach. Z pewnością ulegli fascynacji awangardową sceną nowojorską, co ciągle jest w Europie atrakcyjne.

Z furią natarło na słuchaczy trio Cactus Truck z Amsterdamu. Amerykański saksofonista John Dikeman znalazł w młodych holenderskich kolegach żarliwych wyznawców free-jazzu w najbardziej ekstremalnym wydaniu. Potężnie zabrzmiał Beats & Pieces Big Band z Manchesteru. Młodzi i bardzo młodzi muzycy pod wodzą kompozytora i dyrygenta Bena Cottrella z grzywką w stylu młodego Paula McCartneya zaprezentowali wysoki stopień integracji i solidny warsztat. Lider urozmaicał brzmienie elektronicznymi efektami.

Ciekawe połączenie jazzu z elektronicznymi efektami i samplowanymi płytami przedstawił kwartet OKO z Dublina. Liczba pokręteł w przystawkach, a miał je każdy z muzyków, przewyższała liczbę klawiszy stojącego obok fortepianu. Choć trudno było mi się przekonać do tej fuzji akustyczno-elektronicznych brzmień na koncercie, słuchając później ich płyty uznałem, że to intrygujący zespół. Mogą być atrakcją każdego festiwalu. Czyżby w klubowej elektronice Dublin rywalizował z Ibizą?

Fascynującą muzykę spoza jazzu przedstawiło szwedzkie trio Soil Collectors. Dwa żeńskie głosy zwielokrotnione i zmienione przez elek-troniczne efekty wywoływały swoimi improwizacjami dreszcze emocji na plecach. Rytm perkusji trzymał te wokalne ekwilibrystyki w ryzach. Przypomniała mi się dawna płyta Urszuli Dudziak „Newborn Light” i eksperymenty Sidsel Endresen.
W każdym razie Szwedzi, a przede wszystkim Szwedki na wszystkich zrobiły mocne wrażenie.

Największą sensację sprawił duet Koenigsleopold multiinstrumentalistów Lukasa Koeniga i Leo Rieglera z Wiednia. Intrygująco, bezcere-monialnie zamienili improwizacje w teatr. „Nie wyznaczamy sobie żadnych stylistycznych ram, nasze koncerty są całkowicie improwizowane, a jedynym ograniczeniem jest to, czego nie mamy akurat pod ręką” – powiedział mi po koncercie  perkusista Lukas Koenig. Leo Riegler zaczął koncert od recytacji tekstu, z wyrazami napisanymi prawdopodobnie od tyłu, co stworzyło nieznany, egzotyczny język, a brzmiało jak rewolucyjny manifest.

Cały czas myślałem, dlaczego w Polsce nie mamy tak wielkiej różnorodności stylów i wykonawców. Czyżbyśmy byli mniej odważni niż reszta Europy? A może w naszym szkolnictwie zamiast zachęcania do eksperymentów uczy się tylko poprawności tłumiąc przy tym oryginalność?


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu