Wywiady

fot. Judy Totton

Wywiad opublikowany w JAZZ FORUM 9/2016

Albert Lee

Robert Dłucik


Urodził się i dorastał w Anglii, od lat mieszka jednak w USA. Jest wirtuozem gitary, jednym z najszybciej grających na tym instrumencie współczesnych muzyków, mistrzem stylu fingerpickin’. W swojej długiej karierze potrafił odnaleźć się w różnych gatunkach muzycznych, nieobce mu są: muzyka poważna, blues, rock’n’roll, country i rock. Nagrywał i występował z wieloma wybitnymi artystami ostatniego półwiecza. 1 października będzie jedną z gwiazd 36. Rawa Blues Festival. 29 i 30 września spotka się również z miłośnikami swojego talentu, a gospodarzem i tłumaczem tych spotkań będzie redaktor Tomasz Tłuczkiewicz.

JAZZ FORUM: Ostatni album „The High­wayman” to Twoje najbardziej kameralne i osobiste dzieło.

ALBERT LEE: Płyta powstała w innych okolicznościach niż moje wcześniejsze solowe materiały. Mój przyjaciel David Mann miał pomysł, by uchwycić mnie grającego na fortepianie lub akustycznej gitarze, wykonującego bliskie mi utwory. Początkowo nie myślałem nawet o tym, żeby z tych sesji zrobić regularny album. Ale później poddaliśmy nagrania studyjnej obróbce, pozostawiając wszak ten kameralny charakter. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony efektem końcowym.

JF: Zasłynąłeś jako wirtuoz gitary, a tutaj świetnie radzisz sobie na fortepianie.

AL: Fortepian to pierwszy instrument, na którym grałem. Miałem wówczas osiem lub dziewięć lat. Brałem lekcje przez parę lat, ale byłem leniwym uczniem, nie ćwiczyłem między zajęciami. Wciąż sięgam czasem po ten instrument. Mając 12 lat odkryłem gitarę i znacznie szybciej opanowałem podstawy grania. Sentyment do fortepianu jednak pozostał.

JF: Pochodzisz z muzykalnej rodziny...

AL: Mój ojciec grał na fortepianie i akordeonie, to mnie zachęciło do tego, by samemu spróbować. Rodzice nie należeli do zamożnych, ale starali się jak mogli, bym miał własny instrument. Co ciekawe: grałem na gitarze od 18 miesięcy, ale wciąż nie miałem swojej. Dopiero na Boże Narodzenie w 1958 roku dostałem niemieckiego Hofnera w prezencie. Wówczas odkryłem, że gitara to dużo łatwiejszy instrument, niż sądziłem. Wcześniej ćwiczyłem bowiem na jakichś tanich, okropnych gitarach. Słuchałem rock’n’rollowych kawałków, które wówczas były popularne i próbowałem kopiować solówki gitarzystów.

JF: Założyłeś niegdyś zespół ze znakomitym wokalistą Chrisem Farlowem. Nie proponował Ci później dołączenia do supergrupy Colosseum?

AL: Nie, każdy z nas poszedł w swoim kierunku. Grałem z nim w latach 1964-68. Wspaniały wokalista, wciąż jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Parę lat temu wystąpił na moim urodzinowym koncercie.

JF: W naszym kraju chyba najbardziej jesteś kojarzony ze współpracy z Erikiem Claptonem.

AL: Nawet zagrałem z Claptonem niecodzienny koncert w Polsce. Byliśmy na scenie jakieś 20 minut. Publiczność była wspaniała, nie chciała jednak siedzieć na swoich miejscach i mundurowi użyli siły. Nie jestem pewien, czy nie rozpylili też gazu łzawiącego... Menedżer Erika, który stał z boku sceny, podjął decyzję, że zwijamy się. Naprawdę szkoda, bo widać było, że fani czekali na nasz koncert. Wystąpiliśmy wówczas jeszcze w Warszawie, w oryginalnej sali. I to był dobry występ.

JF: Wiesz, że Rawa Blues Festival organizowany jest w katowickim „Spodku”, w tym samym miejscu, w którym cztery dekady temu musieliście przerwać występ?

AL: Naprawdę? To samo miejsce! (śmiech) Interesujące, nie mogę się już doczekać koncertu.

JF: Zdradź proszę, jaki jest Eric Clapton prywatnie?

AL: Praca z nim to był świetny czas. Ale wiesz... On wtedy dużo pił. Zresztą spotkaliśmy się całkiem niedawno, bo występowałem na jego festiwalu Crossroads. Cóż, wciąż jest gościem, który lubi dobrą zabawę, pojmowaną już w nieco inny sposób. (śmiech) Kiedy dołączyłem do niego, miał amerykański zespół i myślę, że podobało mu się to, że w składzie znalazł się chociaż jeden Anglik. Pracowaliśmy razem około pięciu lat, cieszę się, że nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, chociaż nie widujemy się za często.

JF: Czy to Ty byłeś odpowiedzialny za obecność wpływów muzyki country na płytach Claptona, które razem nagraliście?

AL: Nie sądzę, że to moja „wina”. Faktycznie, zawsze interesowałem się country, ale Eric w tamtym czasie również. Dorastaliśmy słuchając tych samych płyt. Był „czarny” rock’n’roll i „biały” rock’n’roll, który był rodzajem rockabilly. Potem Eric zafascynował się bluesem, ja również słuchałem takich wykonawców jak Freddy King czy B.B. King, ale nie sądziłem, że mógłbym grać w ten sposób, bo moją miłością stało się country. Po zakończeniu współpracy z Chrisem Farlowe’em założyłem w Londynie zespół country, ale przetrwał on tylko 18 miesięcy. Szybko zdałem sobie sprawę, że nie dam rady żyć z muzyki grając country w Anglii. Wówczas słuchałem na przykład The Byrds. To był raczej country rock.

JF: Nagrywałeś i występowałeś również z eks-Rolling Stonesem Billem Wymanem.

AL: Wspaniale było z nim grać. To on poskładał zespół Rhythm Kings do kupy i bawiliśmy się świetnie. Mogliśmy zdziałać więcej, ale Bill nie lubił latać samolotami, generalnie nie przepadał za podróżowaniem. Pamiętam, że graliśmy kiedyś tournée w Skandynawii. Potworny ziąb, śnieg, jazda autokarem była prawdziwą udręką. I Bill powiedział wtedy – koniec z trasami koncertowymi! On wciąż chce grać, ale wyłącznie pojedyncze koncerty. O ile się nie mylę, w tym roku przypadają jego 80. urodziny, liczę więc na to, że dostanę telefon z propozycją zrobienia czegoś na scenie. Mam nadzieję, że będziemy razem celebrować ten jubileusz.

JF: Czego możemy spodziewać się po Twoim występie na festiwalu Rawa Blues?

AL: Będzie trochę z każdej muzycznej działki: country, country rock, rock’n’roll i blues. Lubię dobre utwory. Oczywiście będzie dużo gitarowego grania. Mam nadzieję, że publiczności się to spodoba.

JF: Poprowadzisz również w Katowicach warsztaty gitarowe.

AL: To raczej bardziej gitarowa klinika, niż tradycyjnie pojmowane warsztaty. Dlatego bardzo proszę – nie zabierajcie ze sobą instrumentów! (śmiech) Podczas tych spotkań prezentuję różne utwory, opowiadam o swoim życiu, karierze, pokazuję pewne techniki gry na gitarze. Jestem szczęśliwy, gdy mogę spotykać ludzi z odległych zakątków świata, którzy znają mnie i moją muzykę.

Rozmawiał: Robert Dłucik



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu