Wywiady
Basia

BASIA: Wróciłam…

Agnieszka Antoniewska


JAZZ FORUM: Dlaczego znowu tak długo musieliśmy czekać na pani płytę?

BASIA TRZETRZELEWSKA: To długa historia… Wbrew pozorom, odpoczywałam od muzyki tylko kilka lat – mam tu na myśli pisanie własnych piosenek – ponieważ występowałam w tym czasie na płytach innych artystów. Potem zdarzyła się ta długa przerwa.

JF: Czy rzeczywiście zatęskniła Pani za powrotem do kariery solowej po nagraniu płyty „Matt’s Mood”?

BT: Moi koledzy z Matt Bianco, chcąc wyciągnąć mnie z tej bezczynności, namówili do nagrania z nimi płyty, która miała być naszym drugim wspólnym albumem. Pierwszy ukazał się – o, rany – w 1983 roku! Czyli drugą płytę nagraliśmy 20 lat później! Zespół tworzył w tym czasie sporo, ale beze mnie i Danny’ego White’a.

JF: Danny powiedział, że nie chciała pani nagrywać. Dlaczego? Muzycy często mówią, że muzyka jest ich całym życiem. Nie dla pani? Skąd ten opór?

BT: Głównym powodem tych kilku jałowych lat był „brak apetytu” na muzykę. Po prostu. Dla mnie jest ona emanacją ekspresji wewnętrznego stanu świadomości, poczucia wartości, a wtedy moje życie było pełne smutku i wydawało mi się, że nie mam nic w tej materii do powiedzenia. Nie chciałam o tym śpiewać. Skumulowało się kilka smutnych zdarzeń w moim życiu, między innymi śmierć mojej mamy i dwóch najbliższych przyjaciółek. Byłam w takim szoku, że nie wyobrażałam sobie siebie na scenie, śpiewającej wesołe piosenki. Moje piosenki zawsze były bardzo optymistyczne. Miałabym oszukiwać publiczność? Uśmiechać na zawołanie? To nie ja. Nie mogłam znaleźć w sobie dźwięku, barwy, ani energii, która jest potrzebna do pisania. Dlatego pomysł kolegów z Matt Bianco był dobry i mądry, bo poczekali na ten właściwy moment, kiedy będę gotowa. Dzięki temu miałam czas na refleksje i odpoczynek.

JF: W takim razie, dlaczego nie pojawia się już pani na koncertach Matt Bianco?

BT: Bo w rezultacie to nie do końca było to, czego oczekuję. Nagrywanie z zespołem skazuje mnie na pewien kompromis. Dlatego nie czułam, by była to w pełni moja płyta. Zresztą Matt Bianco tak naprawdę nigdy nie zaistniał na amerykańskim rynku. Gdy w końcu zaproponowano nam wydanie tam płyty, my się właśnie rozstaliśmy.

Pamiętam, że gdy pojechaliśmy na koncerty do USA, moi fani nie bardzo rozumieli, dlaczego raptem występuję w jakimś zespole. Po koncertach dawali mi do zrozumienia, że czekają na moją solową płytę, że właśnie tego chcą. Na początku wydawało mi się to sytuacją nie do pokonania, jak na tamten czas. Myślę tu o moim stanie psychicznym. Jednak podjęliśmy z Dannym decyzję, że skoro ktoś czeka na moją płytę, to warto i trzeba nad nią popracować. Był to dla mnie przełomowy moment – chwila podjęcia najważniejszych decyzji. Zaczęłam jakby wszystko od nowa. Album był właściwie gotowy już w 2008 roku, ale miałam pewne trudności z podpisaniem nowego kontraktu (moja poprzednia umowa z Sony Music wygasła kilka lat wcześniej). W końcu się udało i cieszymy się, że płytę nareszcie można kupić w każdym sklepie muzycznym!

JF: Czy nagrywając ją, pomyślała pani: „jeśli nie teraz, to kiedy”? If not now, then when – Taki jest przecież tytuł pierwszego utworu na tej płycie.

BT: Uznałam ten moment za właściwy, bo powrócił mój naturalny stan – optymizm. Praca nad tą płytą była przyjemnością, jakiej wcześniej nie doznałam. Być może właśnie z powodu tej długiej przerwy. Dopiero teraz, gdy trzymam mój nowy krążek w rękach, czuję, że naprawdę wróciłam. Nareszcie.

JF: Mówi pani, że każdy utwór na niej jest komuś dedykowany. Proszę nam opowiedzieć historię jednej z piosenek?

BT: Rzeczywiście, nie wszystkie piosenki są o mnie – właściwie może dwie.

Utwór tytułowy It’s That Girl Again zainspirowany został jedną z moich przyjaciółek. Straciła życie w wypadku. Opowiadam o niej w tej piosence, bo nie spotkałam osoby, która byłaby równie pozytywnie nastawiona do świata i ludzi, jak ona. Zawsze się zastanawiałam, jak to możliwe, że widzi tylko dobre strony nawet najgorszej sytuacji. Za jej życia wszystkich to denerwowało. Gdy zginęła w wypadku, nie mogłam dotykać tego tematu. Dopiero niedawno, gdy wyszłam z depresji, przejęłam jej pozytywne nastawienie. Chciałabym patrzeć na świat tak jak ona. Dlatego stała się bohaterką mojej piosenki.

Z kolei utwór Winners zachęca do walki o zwycięstwo. Może być odbierany jako pewna metafora walki o życie, o wartości w nim istotne. Przyznam się, że napisałam go dla mojego chrześniaka, który skończył 16 lat i jest nadzieją naszej polskiej piłki nożnej. Dlatego ta piosenka właściwie jest o futbolu. Dodatkowo, o czym wie niewiele osób, jestem wielką fanką piłki nożnej. Jeśli rozgrywa się mecz na poziomie międzynarodowym z naszym udziałem – jestem zawsze po stronie Polski, ale mieszkając w Anglii, kibicuję też kilku klubom brytyjskim...

JF: Wie pani, że Polska i Ukraina organizują Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej EURO 2012?

BT: Oczywiście. Odwiedzam moją rodzinę w Polsce przynajmniej raz w miesiącu i znam wszystkie problemy i obawy związane z organizacją tego turnieju, śledzę stan przygotowań stadionów, dróg i hoteli na bieżąco. Trzymam kciuki za polski sukces!

JF: Czy nie myślała pani o tym, aby wydać całą płytę po polsku? Utwór Amelki śmiech wydaje się być wyrazem pewnej nostalgii…

BT: Moi przyjaciele w Polsce nie znają dobrze angielskiego. Zawsze mieli mi trochę za złe, że nagrywam płyty wyłącznie po angielsku i oni tak naprawdę nie rozumieją, o czym śpiewam. Dlatego przez ostatnich parę dni przetłumaczyłam wszystkie moje teksty na polski. Nie są jeszcze gotowe do śpiewania, bo zostały przetłumaczone wprost – filologicznie, ale chciałabym, by niektóre piosenki miały swoją polską wersję. Może przetłumaczę dwie, trzy piosenki, które potem nagram w naszym języku. Ma to duży sens, bo większość piosenek jest dedykowanych tym, których poznałam w Polsce.

JF: Co chce pani osiągnąć przez powrót do współpracy z Peterem White’em?

BT: Peter White jest bratem mojego wieloletniego partnera Danny’ego White’a. Dlatego pojawia się od początku na naszych płytach. Mimo że Peter od wielu lat mieszka w Los Angeles, nagrywamy wspólnie dzięki nowoczesnym technologiom. Dajemy mu tylko jakieś wskazówki co do partii, które ma nagrać, po czym Peter nagrywa kilka ścieżek i odsyła je nam drogą mailową.

Próbowaliśmy pracować z innymi gitarzystami, ale nikt nie czuje naszej muzyki tak jak on, bo znalazł balans pomiędzy jazzem, popem i graniem latynoskim, co jest nam bliskie. Peter to niezwykle muzykalny człowiek i przyjemnie się z nim pracuje. Ponieważ jego kariera znakomicie rozwija się na całym świecie, to nie ma czasu na dodatkowe koncerty z nami, stąd mamy mały problem… szukamy gitarzysty na naszą trasę.

JF: Szuka go pani również wśród polskich muzyków?

BT: Jeszcze nie próbowałam.

JF: Jak to?

BT: Mieszkając w Anglii, straciłam rozeznanie na polskim rynku muzycznym i tym samym kontakt z polskimi muzykami. Owszem, słyszę o nich wiele dobrego, ale nie znam ich i nie bywam na koncertach w Polsce. Nie wiem nawet, jak miałabym się z nimi skontaktować. Niestety nie współpracujemy z nimi z braku rzetelnej wiedzy o ich realnych możliwościach. Gdyby Danny pobył w Polsce jakiś czas i posłuchał naszych gitarzystów, to być może z tego spotkania wyniknęłaby owocna współpraca. Zobaczymy...

Poza tym, cały przemysł muzyczny straszliwie zubożał. Wszystko robione jest jak najtańszym kosztem. Nagrywanie, wydawanie, teledyski produkowane są za grosze. Wszelkie koszty związane z podróżą czy hotelem są natychmiast odrzucane lub mocno ograniczane. Dlatego łatwiej nam pracować z muzykami na miejscu.

JF: Zawsze podkreślała pani, że lubi, gdy głos brzmi naturalnie, a na tej płycie bywa on przetworzony. Dlaczego? Po co ten zabieg?

BT: Dla efektu. To tylko dekoracje, którymi urozmaicam brzmienie mojego głosu. Jeśli na płycie jeden artysta wykonuje 13 piosenek, to po jakimś czasie staje się to nudne dla słuchacza. Główne wokale są zawsze kompletnie naturalne. Dodaję jedynie przetworzone partie. Na przykład nagrywając chórki, udaję głos telefoniczny. Kilka partii nagrałam półoperowym głosem. Ale to są tylko momenty. Zmieniam sposób śpiewania, jak każdy wokalista. Utwór Blame It on the Summer śpiewam delikatnym głosem, a z kolei w piosence I Must mój głos się zmienia na bardziej agresywny.

JF: Nie myślała pani nigdy o radykalnej zmianie stylu?

BT: Wydaje mi się, że na tej płycie poszłam trochę w inną stronę. Półrockową piosenką Everybody’s on the Mood nasi fani byli trochę przerażeni, ale są też zarówno ich, jak i moje ulubione gatunki, takie jak samba, soul… Mimo że pozwalam sobie na eksperymenty, lubię czuć się bezpiecznie. Dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, co najlepiej ubiera mój głos, co sprawia, że śpiewając, czuję się jak w domu. Jeśli coś brzmi sztucznie, fałszywie, to ja to natychmiast odrzucam. Podjęłam próby śpiewania inaczej, ale moim zdaniem brzmiało to śmiesznie.

JF: A jeśli chodzi o wygląd?

BT: To jest dla mnie tak mało ważne… Kiedyś interesowało mnie to trochę bardziej, a teraz to zupełnie drugorzędna sprawa. Kupuję to, w czym wyglądam przyzwoicie. Fryzurę próbowałam kiedyś zmienić, miałam nawet krótkie włosy, ale najlepiej się czuję z moimi długimi, ciemnymi włosami z grzywką. Chcę być sobą. Gdybym mogła wybierać, to ludzie w ogóle nie oglądaliby mnie, słyszeliby tylko mój głos. Chciałabym, by moja muzyka nie miała elementu wizualnego, który stał się niestety nieodłącznym elementem dźwięku.

JF: Gdzie pani teraz właściwie mieszka?

BT: W Wielkiej Brytanii od wielu, wielu już lat. Na początku był taki projekt, by przenieść się do Stanów, ale ja jestem i czuję się Europejką. Lubię tu mieszkać. Poza tym, byłoby to zbyt daleko od Polski. A tak – do Krakowa lecę dwie godziny, więc czuję się prawie jak w domu. Bardzo często jestem w Polsce, zarówno w domu moich rodziców w Jaworznie, jak i u znajomych w Warszawie.

JF: Jaka jest teraz pani pozycja na amerykańskim rynku muzycznym?

BT: Kiedyś była bardzo silna. Kilka tygodni temu ukazała się tam moja płyta. Utwór Blame it on the Summer promuje ją w jazzowych stacjach radiowych, a z kolei A Gift w bardziej popowych. W kwietniu odbyłam wizytę promocyjną w Stanach. Pojechałam z Dannym przygotować grunt do trasy koncertowej, która planowana jest na wakacje. Już w tej chwili wiemy, że moja płyta została tam przyjęta bardzo dobrze. Będziemy nadal pracować nad promocją, może nakręcimy teledysk. Wracam na amerykański rynek po dosyć długim okresie milczenia. Jeśli przygotujemy zespół do trasy w Stanach, będziemy mogli jechać do Japonii, która jest naszym drugim głównym rynkiem. Oczywiście znowu chciałabym przyjechać na koncerty w Polsce.

JF: Czy znalazła pani swoje miejsce na ziemi?

BT: Tak. W Anglii czuję się jak w domu. Z Polski wyjechałam ponad 20 lat temu i mimo że moje kontakty z Polską są bardzo bliskie – mam tam rodzinny dom, gdzie mieszkam z siostrą i z jej rodziną – to udało mi się przyzwyczaić do nowego miejsca, a potem je polubić. To, że mieszkam w Anglii, jest bardzo korzystne nie tylko dla mnie, ale i dla mojej rodziny i znajomych Polaków, którzy mnie tutaj odwiedzają. Pokazuję im ten kraj, tak jak go widzę i rozumiem. I to jest piękne! Bardzo to lubię. Choć Polacy zazwyczaj nie są szczęśliwi za granicą… Moje początki tutaj też były trudne. Jednak nie byłam wtedy sama. Sama obecność mojego ówczesnego partnera, Johna, dawała mi siłę. Nie załamałam się. Cierpliwie czekałam na lepszy czas…

JF: A teraz, na co pani najbardziej czeka?

BT: Wszystko wiąże się ze sprawami zawodowymi. Dwa lata pracy nad płytą, rok oczekiwania na jej wydanie… Nerwy, czy ktoś w ogóle jeszcze zechce mnie słuchać. Na szczęście są w Polsce tacy cudowni ludzie, którzy nie pozwalają moim rodakom o mnie zapomnieć. Jednym z nich jest Marek Niedźwiecki, który pamiętał o mnie nawet wtedy, gdy przez lata nie ukazywały się moje płyty. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Dlatego mam cichą nadzieję, że gdy przyjedziemy do Polski, sala koncertowa nie będzie pusta…

JF: Na pewno nie!

BT: Trzymam panią za słowo.

Rozmawiała: Agnieszka Antoniewska

 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu