Wywiady
Beate S. Lech

Beady Belle
16 października 2013
Pizza Express Jazz Club Soho
Londyn

Beady Belle w Londynie!

Tomasz Furmanek


Gwiazda nu-jazzu Beady Belle wystąpi w Londynie 16 października!

Beady Belle wystąpi w Pizza Express Jazz Club Soho w Londynie 16 października o godzinie 20.30. Z BEATE S. LECH, norwesko-polską wokalistką, frontmanką i autorką repertuaru grupy rozmawia Tomasz Furmanek:

Tomasz Furmanek: Twój najnowszy album „Cricklewood Broadway” zainspirowany jest powieścią „White Teeth” autorstwa Sadie Smith, szeroko docenionej przez krytykę i opisującej zmagania londyńskich imigrantów z przystosowaniem się do dominującej kultury swojej nowej „ojczyzny”, a równocześnie starających się zachować własną kulturową tradycję. Czy mogłabyś powiedzieć co zainspirowało cię do wyboru tego właśnie tematu? Czy może sama miałaś kiedyś podobne doświadczenia – mam na myśli konieczność adaptowania się do obcej kultury?

Beate S. Lech: Kiedy zaczęłam pracę nad nowym albumem szukałam inspiracji, czegoś co uruchomi moją wyobraźnię, chciałam też, żeby tym czymś była właśnie książka. Bardzo dużo czytam i wiele dobrych książek trafiło mi do serca, ale nie były tym, czego szukałam. W końcu (wokalistka norweska) Sidsel Endresen poleciła mi „White Teeth” – sposób pisania Zadie Smith to bylo właśnie to! Jej pełen humoru sposób poruszania dosyć poważnych spraw. Ekstremalne scenariusze. Bohaterowie ustawicznie szukający swojej tożsamości – bez względu na pokolenie,  kulturę czy religię. Wszystko w tej powieści jest w pewien sposób uniwersalne. Nie musisz pochodzić np. z Azji czy mieszkać w Londynie aby ta historia cię wciągnęła.

TF: Piękno twojej wyraziście nostalgicznej i dziwnie romantycznej jazzowej piosenki „Clandestine Bond”, którą nagrałaś na samym początku swojej kariery razem z Jon Eberson Group głęboko zapada w pamięć. Czy skrywasz w sobie prawdziwą romantyczkę?

BSL: Och… jak to dawno temu, ta piosenka! Aczkolwiek tak, myślę, że jestem romantyczką – w sensie przeciwieństwa dla pragmatyka. Jestem emocjonalna, sentymentalna, nostalgiczna, melancholijna, energiczna, kocham niespodzianki, łatwo płaczę, dużo się śmieję, łatwo się ekscytuję i jestem bardzo podatna na atmosferę dookoła mnie. Bardziej filtruję niż wchłaniam. Jeśli zaskoczysz mnie światłem świec, przyjemną muzyką i lampką wina – jestem kupiona…  Więc tak, bardzo romantyczna! I nawet nie sądzę, że to ukrywam.

TF: Twój ojciec, jazzowy skrzypek Zdzisław Lech, jest Polakiem. Na twoim doskonałym drugim albumie „Cewbeagappic” możemy  usłyszeć jak recytuje w języku polskim jeden z twoich tekstów. Jak blisko jesteś z Polską i z polską połową twojego „kulturowego spadku”? Czy mówisz po polsku?

BSL: Niestety nie mówię po polsku… i jestem bardzo rozczarowana, że nie. Tak łatwo można by się było nauczyć, mając ojca rozmawiającego z dziećmi w języku polskim. Ale on tego nie robił, nie rozmawial z żadnym z nas w tym języku… więc nie…nie znam polskiego. W dodatku, język polski jest tak złożony i trudny, że kiedy próbowałam się go nauczyć będąc już dorosłą, poddałam się. Jako dziecko byłam w Polsce, w Łodzi, jakieś cztery, pięć razy występowałam też w Polsce jako Beady Belle trzy razy. Nie mam już tam dziadków… ale jest ciocia, wujek i dwójka kuzynów. Tylko jeden z moich kuzynów mówi po  angielsku, więc do rozmowy z pozostałymi potrzebny jest ojciec jako tłumacz. Szkoda. W jakiś sposób wciąż czuję się związana z Polską. Naprawdę uwielbiam tam być! I bardzo lubię bigos i kopytka.

TF: Jak to było dorastać w małej miejscowości Volda nad fiordem w Norwegii? Czy mogłabyś podzielić się z nami kilkoma wspomnieniami z tamtego okresu twojego życia?

BSL: Volda to małe miasteczko w zachodniej części Norwegii, około 10000 mieszkańców. Pomimo tego, że małe, to pełne możliwości działań kulturalnych – są tam chóry, orkiestry, szkoły muzyczne, szkoła baletowa i tańca, możliwość uprawiania sportów – a ja byłam bardzo aktywnym dzieckiem. Śpiewałam więc, tańczyłam, ćwiczyłam na skrzypcach, na pianinie czy na basie, jeździłam konno, grałam w siatkówkę, jeździłam na nartach… miałam tez swoje dziecięce sprawy. Przyroda, natura – są spektakularne w tej części Norwegii. Wysokie góry wpadają prosto do głębokich fiordów. Świeże powietrze, owce w górach, jelenie w lasach I ryby w morzu. To był cudowny okres.

TF: Potem wyjechałaś do Oslo aby studiować muzykę na Akademii Muzycznej… Jak podobało ci się Oslo, miasto na które później – w dużym stopniu dzięki twojej działalności muzycznej – zaczęto wskazywać jako na jedno z muzycznych stolic Europy?

BSL: Oslo jest cudowne i do życia, i do pracy. Uwielbiam jego wielkość – to duże miasto, około 600 tysięcy mieszkańców, więc nie można się w nim nudzić, ale nie jest wielka metropolia. Prawie wszędzie mogę pojechać na rowerze. Nie mam samochodu i naprawdę go nie potrzebuję. Myślę, że scena muzyczna w Oslo jest bardzo inspirująca. Mamy tutaj mnóstwo doskonałych muzyków, ale jako że Norwegia jest małym krajem, nie ma ich aż tak wielu, żeby powstawały swego rodzaju ugrupowania, które się nie lubią, nie znają i nie pracują razem. Prawie wszyscy się tu znają, wiedzą o sobie i większość pracowała ze sobą bez względu na style i generację. Uważam, że jest to bardzo ważne, aby nowe pomysły mogły powstawać i rozwijać się.

TF: Zaraz po ukończeniu akademii muzycznej, w 1999 roku zostałaś poproszona przez Bugge Wesseltofta (znanego norweskiego pianistę i producenta) o nagranie płyty dla Jazzland Recordings. Firma ta dała ci artystyczną wolność. Po upływie półtora roku, twój debiutancki album „Home” był gotowy, narodziła się Beady Belle ku entuzjazmowi krytyków… 5 albumów później oraz mając ugruntowaną pozycję grupy kultowej w Norwegii, Europie i USA – gdzie znajduje się twój zespół obecnie i dokąd chcecie podążać w przyszłości?

BSL: Hmmm… mówiąc szczerze, nie mam żadnych skonkretyzowanych planów. Żaden z albumów Beady Belle nie jest podobny do siebie. Ustawicznie szukam nowego ujęcia dla mojej muzyki.  Myślę, że potrzebuję być w ciągłym ruchu, taka już jestem. Ja i pozostali członkowie Beady Belle gramy razem w piłkę, razem próbujemy znaleźć złoty środek. Jeżeli zaś chodzi o te wszystkie sprawy pozamuzyczne – jak budować projekt, jak zrobić karierę, dokonywać sprytnych wyborów, rzeczy tego typu – jestem najbardziej nieużyteczną osobą na świecie. Tworzę muzykę i wykonuję ją. To jedynie dla mnie istnieje.

TF: W 2011 roku zdecydowałaś się nagrać swój pierwszy solowy album zatytułowany „Min Song og hjarteskatt”… Opowiedz nam o tej płycie – czym różni się od albumów Beady Belle i jakie miał znaczenie dla ciebie fakt nagrania tej płyty?

BSL: To bardzo osobisty album. W języku norweskim. To norweskie pieśni ludowe. Pieśni religijne. Ale zrobiłam coś nowego z tymi starodawnymi pieśniami. Zmieniłam słowa. Zaczęłam od wierszy napisanych przez moją prababkę. Następnie poprosiłam trzy inne poetki aby napisały nowe, nowoczesne i odważne słowa do tych pieśni, które były śpiewane w norweskich kościołach od zawsze. Ja sama też napisałam jeden tekst. A piec kobiet piszących kościelne hymny to coś bardzo niespotykanego – przynajmniej w Norwegii. Jeśli wczytać się w stare kościelne księgi, można zobaczyć, że to niemalże wyłącznie mężczyźni napisali te słowa. To było bardzo inspirujące podejście – śpiewać te pieśni z kobiecej perspektywy. Miało to w sobie dużą moc! Te ludowe pieśni nagrałam w kościele razem z doskonałymi muzykami jazzowymi. Jest to album jazzowy, ale osadzony w brzmieniach Norwegii.

TF: Ekscytująca nowina zatem jest, że wystąpisz już niebawem w Londynie w Pizza Express Soho Jazz Club, 16 października jako gwiazda międzynarodowego festiwalu ReVoice! Czy przygotowaliście coś wyjątkowego, coś specjalnego na ten wieczór?

BSL: Nie możemy się doczekać, żeby w końcu znowu być w Londynie! Każdy nasz koncert jest specjalny, żadne dwa koncerty Beady Belle nie są takie same, za każdym razem rozpoczynając utwory zostawiamy miejsce na improwizację, za każdym razem decydujemy się na coś innego. Dzięki temu właśnie muzyka żyje! Nie graliśmy w Londynie od 2005 roku, kiedy to występowaliśmy w Royal Albert Hall jako support Jamiego Culluma. Nieźle się wtedy bawiliśmy, ale to było osiem lat temu! Bardzo się więc cieszymy, że wracamy teraz do Londynu i myślę, że venue trochę mniejsze niż Royal Albert Hall będzie absolutnie doskonałe. Będziemy blisko publiczności i mam nadzieję, że uda się nam unieść dach i wypełnić salę dobrą energią…

www.pizzaexpresslive.com
www.beadybelle.com

 

 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu