Wywiady

Greg Osby: Razem możemy dokonać czegoś pięknego

Borys Kossakowski


Amerykański saksofonista został nowym kierownikiem artystycznym Sopot Jazz Festival (13-15 października). Zastąpił Adama Pierończyka, który odpowiadał za rozwój festiwalu przez ostatnie pięć lat. Podczas spotkania w Sopocie Greg Osby opowiedział nam o potrzebie zmiany, o zamkniętym kręgu festiwalowym, o relacji mistrz-uczeń i o swojej nieustającej fascynacji muzyką.


JAZZ FORUM: Jesteś znany z dość radykalnych sądów. Czy „twój” festiwal też będzie radykalny?

GREG OSBY: Myślę, że świat potrzebuje zmian, wiele rzeczy może być poprawionych. Chcę, żeby Sopot Jazz Festival stawiał na artystów, którzy są na co dzień niesłusznie pomijani, a zasługują na większą publicznoś?. Jest grupa muzyk?w, kt?rzy skupiaj? na sobie zainteresowanie medi?w ić. Jest grupa muzyków, którzy skupiają na sobie zainteresowanie mediów i festiwali. Możesz ich zobaczyć na okładkach gazet i na scenach dużych festiwali. To zamknięty krąg. Ale jest też ogromna rzesza fantastycznych artystów, którzy są po prostu ignorowani. Zamierzam ich pokazać światu.

JF: Kogo zobaczymy w tym roku na Sopot Jazz Festival?

GO: To ludzie w większości znani w środowisku jazzowym Nowego Jorku. Teraz nadchodzi ich czas. Logan Richardson to fantastyczny saksofonista z Kansas City, który teraz mieszka w Paryżu. Na festiwalu zagra z triem: Dominik Wania na fortepianie, Max Mucha na kontrabasie i Dawid Fortuna na perkusji. Norweski klarnecista Felix Peikli studiował u mnie w Berklee, a teraz mieszka w NY. Niewiarygodny, nigdy nie słyszeliście takiego klarnecisty! Akordeonista z Lizbony Joaõ Barradas to fenomen, jestem pewien, że ludzie oszaleją, jak go usłyszą. Grecki kontrabasista Petros Klampanis zagra ze Zbigniewem Namysłowskim, którego jestem wielkim fanem od lat 70. Szwajcarska wokalistka Emilie Weibel zaśpiewa natomiast z Urszulą Dudziak. Emilie jest niesamowita, za pomocą głosu i samplerów tworzy niezwykłe przestrzenie dźwiękowe. Kolejną wokalistką jest Sara Serpa, z którą sam kiedyś grałem. Tym razem wystąpi u boku męża Andre Matosa. Jak widzisz, stawiam na szeroką panoramę, chcę pokazać ludziom, jak może brzmieć jazz świata w XXI wieku (rozmowę przeprowadzaliśmy w kwietniu, kiedy nie był potwierdzony jeszcze pełen program festiwalu).

JF: Zaprosiłeś do współpracy polskich muzyków. Robiłeś w tym celu rozpoznanie naszego rynku jazzowego?

GO: Polska to gorący kraj, jeśli chodzi o nowinki jazzowe. Każdy kogo znam, chce tu przyjechać na koncerty. Publiczność w Polsce przychodzi na koncerty słuchać, podobnie jest tylko w Japonii, Francji i Holandii. Tu jest więcej miejsca na jazz niż w USA. Znam wielu polskich muzyków, co nie zmienia faktu, że zrobiłem „research” w poszukiwaniu artystów, których chciałbym zaprosić.

JF: Jesteś jednym z niewielu artystów, którzy podkreślają wagę jazzowej tradycji przekazywania wiedzy w relacji mistrz - uczeń. Wyszukujesz talenty, zapraszasz do zespołów młodych muzyków, promujesz ich i wydajesz w swojej wytwórni Inner Circle Music.

GO: To ważna tradycja. Każdy, kto chce się czegoś nauczyć, musi poszukać mentora. Kogoś, kto ma więcej doświadczenia, kto grał z mistrzami i, co ważne, wie jak przekazać wiedzę. Młodzi muszą szukać najlepszych nauczycieli: innowatorów, eksperymentatorów, muzyków, którzy sami poszukują. Ponadto, żeby czegoś się nauczyć, muszą poskromić swoje ego i przyznać się przed sobą: „Nie umiem jeszcze wszystkiego”. Takich muzyków najbardziej cenię. Myślę też, że starzy mistrzowie po prostu mają obowiązek uczyć młodych.

JF: Festiwal będzie po części promocją twojego labelu Inner Circle Music. Zobaczymy sporo artystów z twojej „stajni”.

GO: Bynajmniej. Zarówno wytwórnia, jak i festiwal, to po prostu kontynuacja mojej idei, którą rozwijam od kilkudziesięciu lat.

JF: Publiczność w Trójmieście pamięta występ, na którym Branford Marsalis „przekazywał wiedzę” swojemu młodemu perkusiście, Evanowi Shermanowi, w sposób szorstki, żeby nie powiedzieć obcesowy.

GO: Często biorę do swoich zespołów muzyków, którzy mają dar, talent, choć niekoniecznie w pełni rozwinięty. Mają w sobie ukryty skarb, a moją rolą jest, żeby ten dar wesprzeć, pozwolić się rozwinąć i rozkwitnąć. Nauczyciele mają na to różne sposoby. Jedni są twardzi i szorstcy…

JF: …jak w filmie Whiplash.

GO: A ja robię inaczej. Lubię muzyków zachęcać do działania, dawać odwagę do podjęcia ryzyka. Z drugiej strony lubię działać szybko. Wprost bombarduję moich uczniów informacjami. Wiem, że nie przyjmą wszystkiego na raz, ale będą mogli do tego wracać, gdy będą potrzebowali. Nie czekam, aż będą gotowi, daję wszystko na raz. Myślę, że to wzmaga ich pragnienie rozwoju, karmi entuzjazm.

JF: Chcesz kreować nowe gwiazdy, ale to trudna droga. Sam mówisz, że istnieje zamknięty krąg, po którym poruszają się organizatorzy festiwali i media. Chcesz ten krąg przerwać?

GO: Musimy zrozumieć, że dzisiejsze gwiazdy też kiedyś były nieznane. Musimy prezentować nowych muzyków, żeby media miały szansę pisać nie tylko wciąż o tych samych artystach. Chcemy kreować nowe gwiazdy, aby dać publiczności więcej możliwości wyboru. To nie jest tak, że jest na świecie piętnastu artystów wartych wysłuchania. Chcę, żeby publika powiedziała: „Wow! Jest tylu świetnych muzyków, których dotąd nie znaliśmy!” Zwiedziłem cały świat, poznałem setki artystów. I stąd się wzięła idea festiwalu – East Meets West. My jazzmani możemy wejść na scenę i rozmawiać tym samym językiem, choć mamy zupełnie różne korzenie. Jeśli mamy wspólny cel, możemy razem dokonać czegoś pięknego i godnego zapamiętania. Właśnie po to zapraszam muzyków z całego świata, by spotkali się w Sopocie.

JF: To fakt, że jest na świecie wielu świetnych muzyków. Ale często nie mają nic do powiedzenia. Potrafią zagrać wszystko, ale nie wiedzą, co chcieliby zagrać.

GO: To kwestia równowagi. W akademiach muzycznych dużo wagi przykłada się do techniki. Ale nie mówi się studentom, że nie muszą za każdym razem grać wszystkiego, co potrafią. To jak spotkanie z kimś, kto mówi za dużo, nie daje tobie możliwości, żeby się wypowiedzieć, nie słucha, sam prawie nie robi przerw na oddech. Nie ma w tym przestrzeni, nie ma dialogu. To właśnie mentor musi wskazać drogę uczniowi, jak nie przegadać muzyki, nie przeintelektualizować jej. Jazz często wydaje się zbyt skomplikowany, ale w istocie taki nie jest. To kombinacja kilku bardzo prostych rzeczy.

JF: Absolwent szkoły wyższej potrafi zagrać wszystko to, co grał John Coltrane czy Dizzie Gillespie. Ale nie ma pojęcia dlaczego oni grali to, co grali. W jazzie nie znajdziemy zbyt wielu wartości duchowych. Jazzmani nie zajmują się polityką, ani kwestiami społecznymi.

GO: Bo na tym właśnie polega wiedza akademicka. Studenci grają nuty, które nie mają żadnego znaczenia. Nie obchodzą ich problemy ulicy. Ale jazz nadal może być lustrem swoich czasów. Na tym polega rola sztuki – żeby odzwierciedlać ważne kwestie społeczne. Studenci nie spotykają się już na ulicy, nie rozmawiają o swoich ideach. Może dlatego jazz stracił na popularności? Za niczym nie stoi, nic nie reprezentuje. Jest jak cukiernia, gdzie wszystko jest koszmarnie przesłodzone. Po prostu nie chcesz do niej chodzić.

JF: Jazz jest przeładowany, przegadany.

GO: To nadal kwestia równowagi, której nam brakuje. Są takie chwile w życiu, że trzeba coś powiedzieć prosto, szybko i krótko. I taka jest muzyka pop. Ale są też bardzo ważne momenty, w których trzeba ważyć słowa, mówić długo i w sposób złożony. Nie wystarczy krótki small-talk. I taka jest muzyka jazzowa. Człowiekowi potrzebne jest jedno i drugie. Muzyk może chcieć wyglądać cool na scenie, podrywać laski i przybijać piątkę kumplom po koncercie. Ale może też zrobić coś ważnego, prowokującego, istotnego. Jest miejsce na świecie na jedno i drugie. Ja chcę robić to drugie.

JF: Swego czasu dużo mówiło się o mariażu jazzu i hip-hopu. Jazzmani byli zachwyceni tą muzyką, nawet Tomasz Stańko powiedział, że gdyby rozpoczynał karierę w latach 90., pewnie ciąłby bity na laptopie. A jednak mam wrażenie, że to małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Hip-hop poszedł swoją drogą, jazz swoją.

GO: W latach 80. i 90. wielu z nas eksperymentowało z hip-hopem. Steve Coleman, Branford Marsalis, Gary Thomas, ja. Współpracowaliśmy z muzykami z Public Enemy, Tribe Called Quest itp. Myślę, że były to całkiem udane próby. Ale faktycznie było dużo oporu wobec takich eksperymentów. Ja postanowiłem zmienić kierunek, pójść gdzie indziej. Może dlatego, że miałem 35 lat i byłem już za stary na hip-hop? Czułem się dziwnie grając dla dzieciaków w luźnych spodniach i bluzach z kapturami. Hip-hop stał się muzyką dla dzieciaków. W latach 80. raperzy mówili o ważnych sprawach społecznych. Dzisiaj mówią o niczym. Ja nawet nie bardzo rozumiem, co mamrocze taki Drake. A wideoklipy? To jak wizyta w strip-klubie. Nie wiem, o co w tym chodzi.

JF: Masz 56 lat. Niejeden w twoim wieku chętnie wybrałby się na emeryturę. A ty wciąż szukasz inspiracji.

GO: Artysta to student życia. Musi być ciekawy świata. Ludzie są leniwi, powtarzają się, a potem się dziwią, że się nudzą. Ja ciągle szukam, uczę się, rozwijam swój warsztat. Chcę być ciekawy świata, jak dziecko. Często przepytuję przyjaciół – powiedz mi, co to jest, jak to grasz, jak robisz to, co robisz? Wysyłam e-maile, czasem nawet do obcych ludzi. „Hej, jestem Greg Osby, podoba mi się twoja płyta, powiedz mi jakie książki czytasz, jakiej muzyki słuchasz, jakie oglądasz filmy?” Nie czekam na nudę. Czuję się jak szef kuchni – każdy dzień to okazja by spróbować nowych smaków, przypraw, składników, żeby dodać coś nowego do swojego dania, którym jest życie. Świat jest pełen spraw, o których nie mam pojęcia, potrzeba z dziesięciu żyć, żeby to ogarnąć. Dlatego mam w sobie tyle entuzjazmu – bo jeszcze nie wiem wszystkiego!



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu