Festiwale
Jimi Tenor
fot. Marek Romański

Jazz A Liege

Marek Romański


Co przeciętny polski jazzfan wie na temat belgijskiego jazzu? Niewiele lub zgoła nic. Gdzieś kołacze się myśl, że Belgiem jest Toots Thielemans, lepiej zorientowani może przypomną sobie Philipa Catherine’a. I to w zasadzie wszystko...

W dniach 11-14 maja br. przebywałem w Belgii na zaproszenie organizacji Wallonie-Bruxelles Musiques, a pośrednikiem w przygotowaniu mojego pobytu była Delegatura Rządów Wspólnoty Francuskiej Belgii i Regionu Walonii. Głównymi celami wizyty było zapoznanie się ze środowiskiem jazzowym frankofońskiej części Belgii, a także zrelacjonowanie 21. edycji Festiwalu Jazz A Liege, odbywającego się w Le Palais des Congres – potężnym centrum konferencyjnym, usytuowanym na nabrzeżu rzeki Meuse.

Tuż po przyjeździe odwiedziłem niecodzienne miejsce, jakim jest La Maison Du Jazz (Dom Jazzu). To połączenie centrum edukacji jazzowej z archiwum publikacji dotyczących jazzu i jazzmanów, przebogatym zbiorem płyt winylowych, CD, DVD, a nawet historycznych 78-obrotowych dysków, wśród nich także przedwojennych rarytasów.  Królem tego miejsca jest niestrudzony organizator, konsekwentny i pracowity archiwista, a wreszcie – chodząca encyklopedia jazzu – Jean-Paul Schroeder. Z dumą obok materiałów z całego niemal świata prezentował również pierwsze numery naszego JAZZ FORUM.

Następnego dnia udałem się do Brukseli. Na wieczór wybrałem urokliwe miejsce pod nazwą Jazzstation. To dawna stacja kolejki kursującej na trasie Bruksela – Namur i dalej do Luksembourga. Wybudowana w neorenesansowym stylu, z elementami charakterystycznego dla Belgii brabanckiego baroku, stacja funkcjonowała w XIX i pierwszej połowie XX w. Obecnie zamieniono ją na przestronny, gustownie urządzony klub jazzowy. Na piętrze znajduje się siedziba Les Lundis d’Hortense – organizacji pełniącej funkcję Belgijskiego Związku Muzyków Jazzowych. Byłem pod wrażeniem prężności tej instytucji. Kilkoro zatrudnionych tam osób organizuje i koordynuje setki koncertów, warsztatów, zajmuje się promocją belgijskiego jazzu, edukacją i wieloma innymi rzeczami, w tym także bardzo użyteczną dla zainteresowanych jazzem w Belgii stroną internetową – www.jazzinbelgium.com.

W Jazzstation udało mi się porozmawiać z kilkoma jazzmanami będącymi wiodącymi postaciami swoich generacji – od najmłodszego Manu Hermii (saksofonista, mający za sobą współpracę m.in. z naszym Marcinem Olesiem), przez saksofonistę Fabrizio Cassola (zafascynowany etnicznymi kulturami, a w szczególności Czarną Afryką muzyk, lider formacji Aka Moon, współpracujący stale m.in. z Markiem Ducretem, Evanem Parkerem i wieloma innymi znakomitościami muzyki improwizowanej), po Philipa Catherine’a – jednego z najciekawszych muzyków europejskich.

Jazzstation znajduje się przy ulicy Chausee de Louvain – w dzielnicy zamieszkałej przez emigrantów z Afryki i Azji. Mojej drodze powrotnej do stacji kolejowej towarzyszył zatem wielobarwny tłum pulsujący afrykańską witalnością, z okien dobiegały zarówno rytmy Czarnego Lądu, jak i orientalne zaśpiewy, a nie brakowało także francuskojęzycznego hip-hopu. Oto współczesna wieża Babel!

Następnego dnia startował festiwal Jazz A Liege. Tu mała dygresja – koncerty rozpoczynały się o godz. 19:00 w piątek i o 18:00 w sobotę, i rozbrzmiewały równolegle w czterech głównych salach centrum kongresowego, a także w klubie nazwanym – a jakże – Maison du Jazz, usytuowanym w podziemiach kompleksu. Jeśli więc ktoś chciał wysłuchać większości propozycji muzycznych, musiał przemieszczać się nieustannie pomiędzy salami.

Słuchanie jazzu w Liege rozpocząłem w Sali Dexia od kwartetu trębacza Grega Houbena z gościnnym udziałem alcisty Pierricka Pedrona (reszta składu tej formacji to Pascal Mohy - p, Sal La Rocca - db i Rick Hollander – dr). Młody belgijski muzyk zaprezentował dynamiczny set, tkwiący głęboko w tradycji amerykańskiego jazzu. Słychać było tam bebop, hard bop, trochę pierwszego Kwintetu Milesa, trochę Cheta Bakera. Lider grał pełne uczucia sola, świetnie wchodził w interakcje z saksofonem (zarówno w kontrapunkcie, jak i unisonach). Moją uwagę zwrócił także pianista, któremu udawało się w tej mainstreamowej muzyce przemycać delikatne, klasycyzujące improwizacje.

Czas jednak gonił i trzeba było gnać do Sali Lotterie Nationale (tu podczas całej imprezy prezentowali się muzycy wykraczający z jazzowego idiomu w kierunku muzyki klubowej, funku, afrobeatu i innych „ludycznych” gatunków). Tam bowiem swój program rozpoczęło brytyjskie Neil Cowley Trio (oprócz lidera-pianisty wystąpili Richard Sadler - b i Even Jenkins - dr). Groove, zabawa, sceniczna dezynwoltura. Cowley z kolegami balansują na pograniczu inspirowanego Keithem Jarrettem i Billem Evansem jazzu a popowymi melodiami i motoryczną, rockową pracą sekcji rytmicznej. Nie brakuje także w ich programie, sennych, rozmarzonych post-rockowych fraz i elementów muzyki klubowej.

Propozycje Neil Cowley Tria publiczności bardzo się podobały, mi również – jednak przyszedł czas, by poznać kolejne sale centrum kongresowego. Udałem się więc do Salle Province de Liege, gdzie już trwał w najlepsze występ Igor Gehenot Tria (lider - p, Sam Gerstmans - b, Antoine Pierre - dr). Młode, doskonale wyedukowane i technicznie przygotowane trio fortepianowe utrzymane w tradycji tria Jarretta, najbardziej przypominało mi... Trio Marcina Wasilewskiego. Belgowie, podobnie jak nasi muzycy, grają z dużą kulturą, dbałością o brzmienie, nie unikając języka muzycznego czerpiącego z muzyki klasycznej.

Wieczorem odwiedziłem klub Maison du Jazz, by wysłuchać ascetycznego, a jednocześnie intrygującego setu duetu The Sisters – Michela Hatzigeorgiou - b i Stéphane’a Gallanda - dr, perc, czyli 2/3 słynnego tria Aka Moon. Duet zaprezentował długie, skomplikowane rytmicznie i, momentami, transowe kompozycje, które ubarwiało stosowanie rozmaitych elektronicznych przetworników dźwięku. Trochę przypominało to bardziej „etniczną” wersję niektórych projektów Krzysztofa Ścierańskiego. Dzień zakończył występ Kwartetu Erica Truffaza w Sali Lotterie Nationale.

Francuski trębacz przywiózł do Liege perkusistę Marka Erbettę, basistę Marcello Giulianiego i żywiołowego klawiszowca Benoita Corboza. Usłyszeliśmy charakterystyczne dla tego artysty przetworzone elektronicznie długie, statyczne partie trąbki, motoryczny groove sekcji rytmicznej i feerię barw syntezatorowych klawiatur. Obok lidera to Corboz był głównym magnesem dla licznie zgromadzonych słuchaczy. Faktycznie – jego sola przywoływały na myśl złote lata jazz-rocka, kiedy oszałamiającymi improwizacjami czarowali Herbie Hancock czy Joe Zawinul. Oczywiście, jak to w nu jazzie bywa, spoczywała na nim także rola kreatora nastrojów. Długi występ zespołu Truffaza publiczność śledziła z zapartym tchem i nagradzała gromkimi brawami, z pewnością była to kulminacja pierwszego dnia imprezy.

Dzień drugi (14 maja) rozpocząłem od wizyty w Sali Dexia, gdzie występował młody nowojorski saksofonista i klarnecista Oran Etkin. Jeśli miałbym wskazać największe zaskoczenia związane z belgijskim festiwalem – ten koncert byłby w czołówce. Etkin dysponując trzema malijskimi muzykami (Lansine Kouyaté - balafon, Babara Bangoura - voc, perc i Yéyé Kanté - perc) oraz kontrabasistą Marcosem Varelą stworzył fascynującą kombinację afrykańskiej rytmiki i wokalistyki z koncepcjami rodem z chicagowskiego AACM. Zespół hipnotyzował zmasowanym atakiem perkusyjnym, wzmocnionym grą na balafonie (afrykańskim ksylofonie), na tle którego lider rozwijał tajemnicze, ocierające się o free improwizacje. Nic dziwnego, że Oran Etkin, pomimo młodego wieku, nominowany był już do nagrody Grammy.

Z żalem opuściłem koncert Etkina – chciałem jednak zdążyć na przynajmniej fragment występu Stefano Di Battisty. Włoski saksofonista przywiózł swój najnowszy projekt Women’s Land (lider - as, ss; Julian Oliver - p, Francesco Puglisi – b, Jonathan Kreisberg - g, Jeff Ballard - dr). Międzynarodowy zespół wykonał program będący hołdem dla kobiecości i wielkich kobiet historii – od Odyeuszowej Penelopy, przez Coco Chanel, Jacqueline Kennedy, Ellę Fitzgerald, po Annę Magnani. Di Battista zaprezentował typowo włoski, śpiewny, melodyjny jazz. Nie brakło jednakże w nim także ostrzejszych fragmentów (przesterowana gitara Jonathana Kreisberga, dynamiczna gra perkusisty, breckerowskie zagrywki saksofonu). Wszystko precyzyjnie skomponowane i zagrane, tematy, jak to u Włocha, wpadające w ucho. Koncert dobry, choć mógł być odrobinę lepszy, gdyby muzycy bardziej popuścili wodze fantazji i wypłynęli na otwarte wody improwizacji.

Z Sali Region Wallonne (gdzie grał Di Battista) pognałem z powrotem do Sali Dexia, tam już bowiem trwał show belgijskiego skrzypka, o cygańskim pochodzeniu – Daniela Willema. Ten uczeń Jean-Luca Ponty’ego, współpracownik takich muzyków jak Art Blakey czy Chet Baker, rozchwytywany w latach 80. muzyk sesyjny (słychać go m.in. na płytach Marvina Gaya, Alison Moyet, czy Paula Younga) jest w bezpośrednim kontakcie przemiłym, dowcipnym, bardzo otwartym człowiekiem. Przekonałem się o tym podczas wywiadu. Willem jest w Belgii wielką gwiazdą – do sali, gdzie występował jego zespół (Samson Schmitt - g, Sylvestre Berger - g, Popso Weiss - g, Tchavo Berger - acc, Patrick Willem - b) trudno było się wepchnąć, a publiczność reagowała równie entuzjastycznie jak na rockowym koncercie. Trudno się dziwić – wirtuozerskie, ogniste sola, podszyte cygańską melodyką, charyzma sceniczna, gościnne produkcje bluesowego gitarzysty i wokalisty Samsona Schmitta – to wszystko miało siłę, która zdolna była porwać tłum wypełniający salę.

Koncert tria Marc Frankinet (trąbka), Georges Hermans (fortepian), Jean-Louis Rassinfosse (kontrabas) w Sali Province de Liege był ogromnym kontrastem w stosunku do muzyki Willema. Wysmakowany, delikatny, operujący brzmieniowymi niuansami, kameralny jazz nie był może tak efektowny, ale miał w sobie wiele, trochę staromodnego, uroku. Pomimo braku perkusisty wszystko było doskonale osadzone w rytmie, ba! Swingowało!

Zupełnie inny był koncert najnowszej edycji Black Saint Quartetu Davida Murraya (lider - ts, bcl, Steve Colson - p, Jaribu Shahid - b, Chris Beck - dr) w sali Region Wallonne. To była niemal idealna równowaga pomiędzy nowoczesnym mainstreamem słyszalnym w grze sekcji rytmicznej i fortepianu, a odważnymi artykulacyjnie, odwołującymi się do freejazzowej przeszłości improwizacjami lidera. W ogóle odnoszę wrażenie, że Murray coraz częściej sięga do początków swojej kariery, gdy był jedną z najważniejszych postaci awangardowego, loftowego jazzu. Usłyszeliśmy nawet pierwszy skomponowany przez niego temat Flowers for Albert – przypominający nieco dziecięcą piosenkę hołd dla Alberta Aylera. Wspaniale zabrzmiał także, znany z wokalnego udziału Cassandry Wilson, utwór Sacred Ground. Dla mnie ten koncert był jednym z najważniejszych, jakie usłyszałem w tym roku – elektryzujące połączenie nowoczesności, kreatywności, z doświadczeniem i szacunkiem dla tradycji. Czego chcieć więcej?

Wieczór i cały festiwal zakończył w sanktuarium „lżejszej muzy”, sali Lotterie Nationale, występ nigeryjskiego perkusisty, gwiazdy afro-beatu Tony’ego Allena i fińskiego saksofonisty, flecisty, klawiszowca, wokalisty i didżeja Jimiego Tenora na czele śmietanki europejskich i afrykańskich muzyków. Pulsujące nieustannym groove’em, krzyżującymi się rytmami utwory skrzyły się od żarliwych partii wokalnych, eksplodowały barwami elektronicznych klawiatur, zrytmizowanymi zaśpiewami poszczególnych muzyków. Ten zespół potrafiłby porwać do tańca nawet nieboszczyka, a nieprzebrany tłum, jaki wypełnił salę, doskonale wiedział, czego się spodziewać i ruszył w tany już po pierwszych dźwiękach. Najważniejsze, że pomimo lekkiego charakteru muzyka Allena i Tenora nie była banalna, zawierała całkiem porządne, jazzowe sola, skomplikowane aranżacje i ciekawe struktury rytmiczne.

Marek Romański


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 7-8/2011
 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu