Festiwale
Henry Grimes
fot. Arkadiusz Ciupek

Komeda Jazz Festival

Andrzej Winiszewski


Ostatnia edycja tego festiwalu zdaje się potwierdzać fakt, że doroczne komedowskie spotkania stają się imprezą zdecydowanie regionalną i o bardziej niż dotychczas rozległym terminarzu (sierpień-listopad). Ma to o tyle sens, że ambicje organizatorów, Stowarzyszenia im. Krzysztofa Komedy, wychodzą od kilku lat poza macierzysty Słupsk i naturalną drogą poszukują większej publiczności, kolejnych interesujących miejsc i lepszych możliwości reklamy i promocji.

Do Słupska (a właściwie do położonej nieopodal Doliny Charlotty) zjechał po raz kolejny dobry duch festiwalu Eddie Henderson, od lat współpracujący z Leszkiem Kułakowskim i jego formacjami. Niejako na rozgrzewkę zaprezentowany został projekt „Cantabile in G-minor”, wspierany przez wydanie płytowe. Październikową porą Festiwal przeniósł się do Gdańska, by w Filharmonii Bałtyckiej zabrzmiały kolejne wielkoorkiestrowe dzieła Kułakowskiego: Piano Concerto na fortepian i orkiestrę oraz Third Stream Music na trio jazzowe i orkiestrę. Oba utwory rzecz jasna utrzymane
są w konwencji od lat kojarzonej z Kułakowskim jako najważniejszym orędownikiem łączenia gatunków, zwłaszcza stapiania monumentalnych symfonicznych brzmień i delikatnego, swingującego jazzowego comba. Dowodów na to, że zebrał się już z tego spory dorobek, bywało kilka w czasie przeszłych festiwali, a i ostatnia nominacja profesorska dla autora jest tego, w jakimś sensie, zwieńczeniem.

Mark Ribot Trio zagrało na deser. Znakomity, improwizujący gitarzysta sięgnął po tematy Coltrane’a i Aylera, pochylając się nad tradycją pierwszej dekady free jazzu. Zakończyło się owacją na stojąco.

Festiwalowa edycja, która odbyła się w listopadzie ub.r., przyniosła program, który z jednej strony wypełniał salę słupskiej Filharmonii po brzegi, z drugiej obfitował w wiele niespodzianek. Pierwsza z nich to niesłychanie gorące przyjęcie Tria Włodzimierza Nahornego i jego piosenek sprzed lat, śpiewanych tu przez Agnieszkę Wilczyńską. Ich nieśmiertelność zdumiewa, ale jednocześnie potwierdza klasę kompozytorską Nahornego i autorów tekstów, do których pisał tę muzykę (m.in. Młynarski i Osiecka).

Leszek Możdżer w finale koncertu wykonał solo na fortepianie program ze swojej ostatniej, platynowej płyty „Komeda”. Co prawda to nic nowego – tematy Komedy prezentowane były wszak na tej scenie po wielokroć – taka jest idea tej imprezy, ale Możdżer zrobił to w jeszcze bardziej rozimprowizowanej formie. Zdawał się jednak nieco znudzony wykonywaniem kolejny raz tego repertuaru.

Podejrzenie, że w roku Komedowskim trochę odcina kupony od swojej niesłabnącej popularności powróciło w mojej głowie ze zdwojoną siłą. Inna sprawa, że w Polsce nie ma drugiego pianisty, który z podobną swobodą i lekkością, podarowałby publiczności kawałek kompozytorskiej spuścizny Komedy. Stąd też odpowiedź na pytanie, krążące w kuluarach i dzielące publiczność, który z tych artystów tego wieczora zapełnił widownię do ostatniego miejsca, nie było wcale proste.

Konkurs kompozytorski im. Komedy odbył się w ramach Festiwalu już po raz siódmy (organizowany jest co dwa lata). Zgłoszono 70 kompozycji, nagrodzono 10 autorów. Pierwsze miejsca przypadły Piotrowi Wróblowi za kompozycję BBC Big Band Concerto, Aleksandrze Tomaszewskiej za Absolution na big band i Stepance Balcarowej za Styczeń. Podwójnym wygranym (w obu kategoriach II miejsca) został Przemysław Florczak za Groove by Choice na big band i Straight Story. Pozostali nagrodzeni i wyróżnieni to: Bartosz Smorągiewicz, Michał Ciesielski, Piotr Łyszkiewicz, Paweł Kaczmarczyk, Łukasz Jużko i Wojciech Więckowski.

Ogłoszenie wyników konkursu połączone z koncertem finałowym festiwalu przyniosło interesującą niespodziankę w postaci występu mało u nas w Polsce znanego kontrabasisty pochodzącego ze Słupska – Lecha Wieleby. Jego „Poetic Jazz” jako hasło całego koncertu, związanego także z serią autorskich płyt opatrzonych tym samym tytułem, wyraźnie spodobał się publiczności. Wieleba w swojej koncepcji „poetyckiego jazzu” jest niezwykle konsekwentny, tworzy nastrój i ulotną aurę, nawet kosztem pewnych kompromisów. Po koncercie jego płyty rozeszły się w szybkim tempie.

Ostatni akord całej imprezy ponownie należał do gospodarza Festiwalu Leszka Kułakowskiego, który z członkami zespołu QuitophoniQ przekonał Krzesimira Dębskiego do powrotu na jazzową scenę. Od dłuższego czasu prezentują razem radosną muzykę improwizowaną, okraszoną rubasznymi opowieściami skrzypka. QuintophoniQ udokumentował swoją muzykę także na CD.

Tuż po festiwalu Tomasz Rozwadowski pytał w lokalnej prasie: „a gdzie w tym wszystkim Komeda?” – pisząc o inauguracyjnym koncercie w Filharmonii na gdańskiej Ołowiance. Szczerze mówiąc, rozszerzając nieco zasięg postawionego pytania, czasem w Słupsku jest go więcej, czasem mniej, ale zawsze jest! I ta wielość projektów, opracowań, koncepcji odczytywania na nowo muzyki Komedy, zjawisk przez niego inspirowanych, jest swoistym fenomenem. Jednak to dzięki takim postaciom polska kultura jest rozpoznawalna na całym świecie, a Słupsk to miejsce, skąd ta muzyka promieniuje na cały świat.

Andrzej Winiszewski


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 3/2012






 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu