Festiwale
Big Band AM w Gdańsku
p/k Leszka Kułakowskiego
fot. Bartosz Arszyński

Komeda Jazz Festival 2010

Andrzej Winiszewski


Tajemnica fenomenu Krzysztofa Komedy, o którym pamięć żyje do dziś, jest wręcz zdumiewająca. Ilość nagrań i filmów z jego muzyką dostępnych na całym świecie, projektów poświęconych jego pamięci lub jego twórczością inspirowanych, wreszcie książek o jego życiu i artystycznej działalności jest przeogromna. Na straży tegoż fenomenu stoi dziś zwłaszcza działające w Słupsku Stowarzyszenie im. Krzysztofa Komedy i organizowany jego siłami Komeda Jazz Festival. Miały tu swoje, mniej lub bardziej premierowe, inauguracje najważniejsze projekty poświęcone Komedzie i jego muzyce. Wspomnieć tu choćby warto koncerty monograficzne Trzaski, Kułakowskiego, Konikiewicza, Simple Acoustic Trio, ale także „Komeda” braci Majewskich i Marii Sadowskiej (edycja 2009). Uczciwie przyznać jednak trzeba, że kilku jeszcze ważnych komedowskich przedsięwzięć w Słupsku nie słyszano, a co warto życzliwie wytknąć, ale o tym na koniec.

Wydaje się, że Festiwal ma niejako dwie edycje, żyjące cokolwiek osobnymi żywotami. Jedna, ta konkursowa, odbywająca się co dwa lata, ku Komedzie skierowana jest szczególnie, także programowo. Druga, nieco dalsza idei festiwalu, ale za to bliższa misji samego Stowarzyszenia Komedy, czyli promocji młodych, którzy tu, w cieniu cudownej fotografii Krzysztofa Trzcińskiego autorstwa Marka Karewicza, prezentują swoją muzykę, tak jak zapewne chciałby tego i sam Komeda. I choć brakowało tego roku „pełnych” debiutantów, to jednak kilka nazwisk zabrzmiało mi w uszach po raz pierwszy z ogromną siłą.

Primo: saksofonista Przemek Florczak (Bioton), młody, ale nad wyraz dojrzały artysta, odbierający swoją biegłością w sztuce improwizacji, oryginalności języka i sceniczną wyrazistością, splendor, zwykle przynależny samemu liderowi, w tym przypadku Michałowi Tomaszczykowi.

Secundo: Krzysztof Paul (Paul Band), świetnie zapowiadający się gitarzysta, mający duże szanse na odnowienie i ożywienie pojęcia jazz-rock w polskim jazzie. Nie zabrakło także nowości, a to w sensie personalnym, czyli formacji Eastcom z gościem specjalnym Guy Bilongiem – perkusistą i wokalistą. Artysta, zwłaszcza w tej ostatniej roli, niezwykle interesujący i przekonujący, choć powiedzą malkontenci – to już chyba słyszeliśmy (Richard Bona).

Wreszcie Maciek Grzywacz i jego amerykańskie trio (Yasuhi Nakamura - b, Clarence Penn - dr). Rewelacja! Obserwuję Macieja od dobrych kilku lat, pamiętam jego współpracę z Krystyną Stańko, grupą 0-58 i wcześniejszą z Amerykanami. Tym razem szykuje nam się jednak prawdziwe fonograficzne dzieło (tuż po festiwalu trio weszło do studia utrwalając materiał prezentowany na koncertach m.in. w Słupsku) pierwszej wielkości. W Polsce nikt tak nie gra (brzmienie, stylistyka, koncepcja), mało kto tak komponuje, prawie nikt nie osiąga takiej scenicznej swobody i indywidualnej wirtuozerii, w tak krótkim czasie. Pełen szacunek.

I jeszcze Big Band AM w Gdańsku p/k Leszka Kułakowskiego. Zdecydowanie inna to orkiestra niż ta wcześniejsza, słupska (która niestety zakończyła swój żywot, zdaniem uniwersyteckich prominentów podobno nie była potrzebna).

Wielki finał tegorocznego Festiwalu, także już tradycyjnie, miał miejsce w gdańskiej Filharmonii Bałtyckiej. Jedną z tradycji owych finałowych koncertów słupskiego festiwalu są specjalne projekty Leszka Kułakowskiego i taki również tego roku został przedstawiony. Sam koncert rozpoczął jednak Włodek Pawlik, prezentujący swoją muzykę z płyty „Grand Piano”. Jak dotąd w Polsce bardzo niewielu pianistów decydowało się na podobne karkołomne solowe eksperymenty. Potrzebna do tego typu działań muzyczna erudycja i sprawność improwizatorska nie każdemu jest dana. Zresztą sam Pawlik, swoją działalnością artystyczną, wykształceniem i zainteresowaniami, świetnie wpasował się ze swoimi improwizacjami w charakter wieczoru, bo i projekt specjalny L. Kułakowskiego QuintophoniQ to kolejna próba pogodzenia dwóch, pozornie nie do pogodzenia, muzycznych światów: klasyki i jazzu. A w tej, jakże trudnej materii, Kułakowski istotnie, jak to już gdzieś napisano, stał się twórczym wizjonerem.

Jeszcze inną tradycją koncertów wieńczących słupski Festiwal, jest uroczyste wręczenie statuetki jazzowego Komedera. W latach przeszłych otrzymali go m.in. Ptaszyn,  Muniak, a ostatnio także Karewicz i Makowicz. Tegoroczna nagroda dla „wybitnej postaci polskiego jazzu” trafiła w ręce Krzesimira Dębskiego, który jako artysta, pojawił się tego wieczoru na scenie w składzie festiwalowego zespołu QuintophoniQ. Nagrodę wręczyła w imieniu sponsora dyrektor Gdańskiego Klubu Biznesu Dorota Sobieniecka.

Aby walor promocyjny związany z twórczością Krzysztofa Trzcińskiego mógł promieniować skutecznie na cały jazzowy i niejazzowy świat, w galerii słupskiego festiwalu brakuje jeszcze kilku, zwłaszcza zagranicznych formacji, z polsko-nowojorskim Komeda Project na czele. Jak dotąd nikomu w Polsce, mimo sporego zainteresowania tym zespołem, nie udało się sprowadzić Krzysztofa Medyny i Andrzeja Winnickiego oraz ich amerykańskich przyjaciół na koncerty do naszego kraju. Jeśli ktoś mógłby przełamać to fatum, to chyba tylko Kułakowscy. Tego im życzę z całego serca.

Andrzej Winiszewski

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 3/2011


 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu