Festiwale
Jacob Collier
fot. Lionel Flusin

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 9/2015

Montreux Jazz Festival 2015

Łukasz Hernik


Ekscytację związaną z wieczornym koncertem 16 lipca br. czuć było w powietrzu przez cały dzień. Na plenerowej scenie i na ulicach już przed południem można było usłyszeć kompozycje Hancocka i Corei. Hołd legendom jazzu składali wszyscy: od ulicznych solistów po uniwersyteckie big bandy. Z promenady w Montreux uciekliśmy jednak w popłochu przed słonecznym żarem. I jak tysiące odwiedzających jazzową stolicę Szwajcarii myśleliśmy tego dnia wyłącznie o jednym: by choć przez chwilę zamoczyć nogi w chłodnych wodach Jeziora Genewskiego.

Za sprawą Jacoba Colliera atmosfera w środku stała się równie gorąca. „Mam na karku już ponad osiemdziesiąt lat, ale rzeczy, które wyczynia ten chłopak, nie widziałem jeszcze nigdy” – zachwycał się młodym multiinstrumentalistą Quincy Jones, gospodarz wieczoru. I nie było w jego słowach cienia przesady. W ramach półgodzinnego setu utalentowany Brytyjczyk zaprezentował widowiskowy one-man show łączący muzykę z generowanymi na żywo efektami wideo. Łatwość, z jaką przesiadał się z instrumentu na instrument, dogrywając sam sobie kolejne ścieżki i budując z nich coraz bardziej złożone faktury, porwała nawet tę nie najmłodszą już publiczność. Świetnie wypadł otwierający występ Don’t You Worry ‘Bout a Thing Stevie’ego Wondera – numer niełatwy, pełen zawiłych wielogłosowych harmonii utkanych w przemyślany wokalny gobelin.

Po przerwie na scenę wjechały dwa ustawione naprzeciw siebie fortepiany. Gdy na początku tego roku Herbie HancockChick Corea ogłosili, że wybierają się na wspólną akustyczną trasę à quatre mains, wielu zastanawiało się, czy będzie to wielka muzyczna rozmowa, czy raczej pojedynek gigantów. Koncert w Montreux udowodnił, że prawda leży gdzieś pośrodku. „Czy będziecie mieli coś przeciwko, jeśli zaczniemy od niczego? Avec rien?”– spytał żartobliwie Hancock. I ruszyli. Długa nieprzewidywalna improwizacja, pełna chromatycznych szaleństw, perkusyjnych akordów i melodycznych abstrakcji, wystarczyła, by porządnie rozgrzać palce. Muzycy raz kłócili się żarliwie, to znów żartowali z siebie nawzajem, rzucając zaczepne uśmieszki. Dynamizm i pasję mieli wypisane twarzach. Corea z właściwą sobie manierą bezgłośnie „podśpiewywał” wylatujące spod palców melodyczne pomysły, Hancock mrużył oczy podczas solówek.

Harmonicznym i melodycznym zabawom nie było końca. Rozimprowizowane Cantaloupe Island czy Lineage aż iskrzyły od efektownych ozdobników; i choć harmonie Hancocka momentami były nazbyt „impresjonistyczne”, Corea skutecznie go kontrował, świetnie się przy tym bawiąc. Syntezatorowa część koncertu, dużo bardziej eksperymentalna od akustycznej, przywołała skojarzenia z erą fusion i brzmieniem takich albumów jak „Sextant”czy „Hymn Of The Seventh Galaxy”.

Niestety, eksperymenty prędko zmieniły się we frywolną, momentami dziecinną zabawę i niejeden słuchacz odetchnął z ulgą, gdy muzycy wrócili do fortepianów. Przed wykonaniem Spain,sztandarowego numeru Corei przeplatanego motywami ze „Sketches OfSpain” Davisa, muzycy zamienili publiczność w chór, dzieląc ją na trzy żeńskie i dwa męskie głosy. Ostatni, zamykający akord tematu odśpiewało kilka tysięcy gardeł.

Melody Gardot, „królowa w turbanie”, pojawiła się na scenie jako ostatnia. Otoczona świtą muzyków postawiła przede wszystkim na utwory z ostatniego krążka „Currency Of Man”, choć nie zabrakło też obszernej selekcji przebojów z „My One And Only Thrill”. Po tak dużej dawce fortepianowej ekstrawagancji właśnie tego potrzebowała publiczność w Montreux. Już od pierwszych taktów Don’t Misunderstand wiadomo było, że artystka jest w wymarzonej formie, a towarzyszący jej zespół świetnie zgrany. Melody chętnie oddawała pole instrumentalistom i usuwając się w cień pozwalała im zabłysnąć pełnym blaskiem (popisowe solo na dwóch saksofonach Irwina Halla). Nastrój koncertu, zanurzony w charakterystycznym dla wokalistki multikulturowym kontekście i przyprawiony sporą domieszką melancholii (Our Love Is Easy, Baby I’m a Fool) oscylował między biegunami radości i smutku. Odsłaniając wiele różnych twarzy, gwiazda zaprezentowała spektakl pełen uniesień i wzruszeń, zbierając chyba największy aplauz tamtego wieczoru.

Łukasz Hernik



Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu