Festiwale
Nigel Kennedy World Cup Project
fot. Marek Dusza

Nigel’s Polish Weekend

Paweł Brodowski


Nigel Kennedy jest być może Michaelem Jacksonem muzyki klasycznej: cudownym talentem, którego postać chłopca-mężczyzny jest nieodzowna dla jego sukcesu. Ale jeśli Jackson miał Neverland, to Kennedy ma Polskę. Zauroczony swoją przybraną ojczyzną, na kilka dni zamienił Southbank Centre w miniaturową Polskę” – tak pisał krytyk John L. Walters w swojej relacji dla „Guardiana”.

Pod koniec maja br. w Lodnynie miał miejsce Nigel’s Polish Weekend, trzydniowy festiwal brytyjskiego skrzypka i zaproszonych przez niego polskich zespołów, nie tylko jazzowych – pod auspicjami Instytutu Adama Mickiewicza
w ramach programu POLSKA! YEAR.

Polska stała się drugą ojczyzną światowej sławy skrzypka i  trudno byłoby znaleźć lepszego niż on ambasadora naszej kultury. Nigel Kennedy jest postacią kontrowersyjną, ale i wyjątkową, skupia wokół siebie muzyków przeróżnej maści i proweniencji – kameralistów, klezmerów, folkistów i jazzistów, dokonując bez żadnych oporów, w zaskakujący sposób syntezy zdawałoby się obcych sobie gatunków, łamiąc bariery, omijając święte kanony, odrzucając konwencje i przyzwyczajenia, poszukując nowego języka wypowiedzi ponad podziałami, z charakterystyczną dla niego nonszalancją, ale też wrodzoną radością i zapałem.
Londyńską extravaganzę poprzedziła dwa tygodnie wcześniej Wiosna Jazzowa Zakopane, której druga odsłona upłynęła pod hasłem „A Unique Polish Music Perspective” i której bohaterem był właśnie Nigel Kennedy (patrz: relacja Bogdana Chmury w JF 6/2010). Była to rozgrzewka, próba generalna przed głównym wydarzeniem, które miało się rozegrać w wielkim kompleksie koncertowym w sercu Londynu, nad brzegiem Tamizy.

Londyn to wszak nie Zakopane, tu konieczna była mobilizacja sił i dyscyplina, choć okazało się, że niezależnie od miejsca i rangi imprezy poczynaniom Nigela towarzyszy zawsze duży margines swobody, improwizacji, chaosu i nieprzewidywalnych zdarzeń.

Owego weekendu pogoda była w Londynie niespecjalna, niebo zachmurzone, deszcz, chłód, ale nam, grupie zaproszonych gości, zupełnie to nie przeszkadzało – trzy długie dni spędziliśmy pod dachem wzniesionego z betonu, jeszcze w latach 50., Southbank Centre, przemieszczając się razem z publicznością z miejsca na miejsce. Każdy kolejny koncert danego dnia odbywał się bowiem w innym budynku, w innej sali. Największa z nich (i najbardziej prestiżowa) to Royal Festival Hall (2700 miejsc, a więc porównywalna pojemnością do Sali Kongresowej), Queen Elizabeth Hall (900 miejsc, porównywalna do warszawskiej Romy) i najbardziej kameralny Purcell Room (400 miejsc). Część imprez ulokowano w mniej formalnych przestrzeniach foyer – we Front Room (Queen Elizabeth) i Clore Room (Royal Festval Hall).

Sobota 29 maja – Majewski and Friends
Purcell Room, godz. 15.00, bilety po £10

Pierwszy koncert i od razu opóźnienie. Muzycy są gotowi, ale o ponad kwadrans  spóźnia się sam gospodarz, który ma ciśnienie, by występować także w roli konferansjera wszystkich koncertów. Od początku staje się jasne, że Nigel czasowo się nie wyrabia (ten londyński traffic!) i funkcję tę stopniowo przejmuje dyrektor artystyczny Southbank Centre Marshall Marcus.

Majewski to Robert, trębacz, któremu Nigel przy każdej okazji nie szczędzi komplementów. „Robert Majewski has one of the most beautiful trumpet sounds in the world. He’s like velvet, like Freddie Hubbard used to play. It’s the most warm sound you’ll ever hear coming out of a trumpet and it’s beautiful, sophisticated jazz” – zachwycał się w festiwalowym programie.

Set dedykowany Komedzie. Wśród przyjaciół Roberta – na fortepianie Marcin Wasilewski oraz dyżurna sekcja rytmiczna (z zespołu Nigela): Adam Kowalewski na kontrabasie i Krzysztof Dziedzic na perkusji. Podobna jak w Zakopanem setlista. Brakuje jednak Henryka Miśkiewicza, który na koncercie pod Tatrami wzbił się do lotu i pociągnął za sobą cały zespół, ale nieobecność saksofonisty rekompensuje wyjątkowo dynamiczna gra Wasilewskiego. To właśnie oni dwaj: Marcin i Robert w tym samym czasie, w połowie lat 80. wskrzesili muzykę Komedy dla nowego pokolenia, na swoich płytach autorskich (Robert Majewski Quartet, Simple Acoustic Trio), nagranych dla różnych wytwórni, ale pod identycznym tytułem: „Komeda”. Ballad for Bernt, Szara kolęda, Ja nie chcę spać, Repetition, Nighttime Daytime Requiem (dla Coltrane’a), Po katastrofie... Znakomity koncert, pomyślny start festiwalu.

Sobota 29 maja – Zakopower
Queen Elizabeth Hall, godz. 17.00,
bilety po £5-20

Na sali komplet, na scenie dziesięć osób, mariaż kapeli góralskiej i grupy rockowej, żywiołowa muzyka na motywach góralskich, z elementami techno. Całą uwagę skupia na sobie charyzmatyczny skrzypek i wokalista Sebastian Karpiel Bułecka. Marek Pospieszalski (syn Mateusza!) skreczuje i gra na tenorze w stylu Kena Vandermarka, Tomasz „Serek” Krawczyk podskakuje w rytm z gitarą. Sobek pojawi się jeszcze w kilku innych projektach u boku Nigela.

Sobota 29 maja – Nigel Kennedy’s
Orchestra of Life: Bach i Ellington
Royal Festival Hall, godz. 19.30,
bilety po  £9-38

Sala trzy razy większa, ale i tu komplet. Na widowni, jak przypuszczam, przede wszystkim fani Nigela Kennedy’ego – wirtuoza klasycznych skrzypiec. Na scenie około trzydziestu, głównie młodych muzyków. To brytyjski debiut Orkiestry Życia, która ma już za sobą tournee koncertowe po Niemczech. W sekcji smyczków można rozpoznać twarze trójki, która grała w Zakopanem: Olga Muszyńska i Sonja Szebek - skrzypce, Łukasz Laksy – wiolonczela, jest także skrzypaczka Alicja Śmietana (córka Jarka). Obok muzyków symfonicznych dyskretnie akompaniujący jazzowy kwintet Nigela i kilku zaproszonych gości (gitara, wibrafon). Najpierw klasyczny Bach (z Nigelem na skrzypcach akustycznych), potem – dla kontrastu – jazzowy Ellington (na skrzypcach elektrycznych).

Według protokołu: błyskotliwy popis lidera w dwóch pierwszych częściach Koncertu Skrzypcowego E-Dur i wysublimowany duet w Dwuczęściowych Inwencjach z prześliczną wiolonczelistką (Beata Urbanek-Kalinowska), trzecia część Koncertu d-moll na obój i skrzypce (Mariusz Pędziałek), Koncert d-moll na dwoje skrzypiec (z piękną skrzypaczką Sonją Szebek z Australii), w finale setu oniryczny Hills of Saturn (z „A Very Nice Album”).

W secie ellingtonowskich klasyków: Cotton Tail, Prelude to a Kiss, In a Mellow Tone (ekscytujący popis Orphy’ego Robinsona na marimbie), In a Jam i blues w dwóch segmentach – Diminuendo and Crescendo in Blue. Na bis Harlem Airshaft.

Niedziela 30 maja
Piotr Wyleżoł Quintet
Purcell Room, godz. 14.00, bilety po £5

Pianista Piotr Wyleżoł to muzyk o najdłuższym stażu w obecnym zespole Nigela. Ma szansę zaistnieć pod własnym nazwiskiem, z własnym zespołem i muzyką ze swoich płyt – „Children’s Episodes” i tej najnowszej „Live” nagranej w tym właśnie składzie: Adam Pierończyk, David Dorůžka, Kowalewski, Dziedzic. Frapujące kompozycje, osadzona w tradycji, wysmakowana pianistyka, intrygujące harmonie i barwy gitary, odlotowe improwizacje saksofonu.

Niedziela 30 maja – Kroke
Queen Elizabeth Hall, godz. 16.00,
bilety po £5-20

Natchniony (choć nie tak porywający jak w Zakopanem) koncert muzyki klezmerskiej. Nigel uwielbia Kroke. „Gra jak anioł, wynosząc wspaniałe, quasi-klasyczne poematy dźwięku, podniecające rytmy i chwytające za serce melodie ludowe na inny poziom. Najlepsze są własne kompozycje muzyków z Kroke, Lullaby for Kamila i zaraźliwy Time. Set kończy pełna humoru reinterpretacja Tańców węgierskich Brahmsa” – zanotował w „Guardianie” cytowany już John Walters.

Niedziela 30 maja – Nigel Kennedy World Cup Project: England v Poland 1973
Clore Room, godz. 19.30, wstęp wolny

Najbardziej efektowny i najmocniej nagłośniony (w podwójnym sensie) projekt festiwalu. Pomysł szalony, by połączyć projekcję słynnego meczu piłki nożnej z koncertem muzyki jazzowo-rockowej. Happening zaplanowany w sali koncertowej Royal Festival Hall, w ostatniej chwili przeniesiony jest do foyer Clore Room. Powstaje organizacyjne zamieszanie. Wstęp jest teraz za darmo; tym, co kupili bilety (po £9-25), kasa pieniądze zwraca.

Entuzjasta footballu, fan Aston Villi i Cracovii mgliście pamięta historyczny mecz, który oglądał mając kilkanaście lat, ale który był dla niego zapewne doświadczeniem traumatycznym, gdyż Polska upokorzyła Albion eliminując Wyspiarzy z finałów Mistrzostw Świata („The end of the world!” – rozpaczały wówczas tytuły brytyjskiej prasy).

Zatłoczona scena, zapełniona instrumentami, wzmacniaczami i głośnikami. „Będziemy improwizować, jak to było w czasie filmów niemych, starając się reagować na to, co się dzieje na ekranie” – zapowiadał Nigel, ale praktyczna realizacja wygląda trochę inaczej.

Spośród muzyków jedynie Nigel jako skrzypek-dyrygent stojąc frontem do orkiestry (a tyłem do publiczności!) może śledzić akcję na ekranie. Mecz leci sobie, muzyka sobie. Grają połączone siły jazzowego kwintetu z sekcją dęciaków i kapeli góralskiej. Zakopiański folk wtapia się w ciężki, elektryczny jazz-rock w stylu tamtej epoki (Miles Davis, Tony Williams Lifetime, Frank Zappa, Jimi Hendrix, Led Zeppelin, James Brown).

Atak i natężenie dźwięku wzmagają się w chwilach, gdy widownia (chyba głównie Polacy) reaguje na heroiczne interwencje naszego bramkarza Jana Tomaszewskiego  („The man who stopped England”), gol Jana Domarskiego wyzwala euforię. Najgłośniejszy jest sam Nigel, którego skrzypce brzmią jak rozkręcona na full gitara wyposażona we wszystkie możliwe przetworniki dźwięku (distortion, feedback, echo) i Krzysztof Dziedzic walący w bębny jak niegdyś Keith Moon z The Who. Gdy kończy się mecz, wyhamowuje rozpędzona muzyczna machina. Pierwszy do owacji na stojąco podnosi się Janusz Olejniczak!

Poniedziałek 31 maja
Anna Maria Jopek
Queen Elizabeth Hall, godz. 13.00,
bilety po £10-12

Na sali oczywiście komplet, koncert daw¬no wyprzedany. Zapowiadana jako polska supergwiazda, Anna Maria Jopek przeprasza (w dużej części polską) publiczność, że śpiewać będzie wyłącznie w swoim ojczystym języku, bo tylko w ten sposób może w pełni wyrazić to, co ma do przekazania, nie tylko polskie teksty, ale i polskie brzmienie, polską duszę zaklętą w ludowych pieśniach, podanych przez artystkę i jej przyjaciół w oprawie muzyki pop i jazzu.

Dwa serduszka cztery oczy, O mój rozmarynie, Cyraneczka... Mocny, czysty głos, długie, wybrzmiewające nuty oplatane pełną fantazji i finezji grą Marka Napiórkowskiego na gitarze, osadzone rytmicznie przez Roberta Kubiszyna (el-b) i Pawła Dobrowolskiego (dr),  i dyskretnie retuszowane przez Pedro Nazaruka. Na bis wiązka melodii ukochanego Pata.

Poniedziałek 31 maja – Nigel Kennedy’s Chopin Super Group
Royal Festival Hall, godz. 15.00,
bilety po £9-25

Chopinowski program, którym Nigel ściągnął na siebie gniew krytyki po niefrasobliwym występie w Zakopanem, wydawał się teraz doszlifowany. Preludia, nokturny, walc, mazurek i polonez w heavy metalowym sosie, z przymrużeniem oka, bez namaszczenia i bojaźni, za to z humorem i wesołością. Powagi dodaje obecność Janusza Olejniczaka, który ma za zadanie demonstrować na fortepianie chopinowski kanon zgodnie z oryginałem („On jest być może najlepszym na świecie interpretatorem muzyki Chopina” – twierdzi Kennedy), który następnie przechodzi metamorfozę w wykonaniach Nigela i jego gości, a są wśród nich Sebastian Karpiel Bułecka, Anna Maria Jopek, Robert Majewski... Puentą koncertu jest dokonana tutti, z przytupem i rozmachem masakra Poloneza, którą można by odebrać jako metaforę masakry dokonującej się obecnie w polskim życiu politycznym. Publiczność nie protestuje, a wręcz przeciwnie – wydaje z siebie krzyk aplauzu.

Poniedziałek 31 maja –
Jarek Śmietana Quartet
Purcell Room, godz. 18.00, bilety po £5

Nasz czołowy gitarzysta Jarek Śmietana od lat współpracuje z Nigelem i występował z nim już niejednokrotnie w Londynie, tym razem prezentuje własny zespół (Paweł Tomaszewski - p, Yaron Stavi - b, Adam Czerwiński - dr) i własne spojrzenie na polski jazz oraz powstałe na jego gruncie tematy – „polskie standardy”, które w sprzyjających okolicznościach mogłyby stać się światowymi standardami (jak choćby Ta ostatnia niedziela Jerzego Petersburskiego). Londyńską publiczność najbardziej jednak zachwyca beatelsowski standard Here Comes the Sun, zagrany jako żart, gdy muzycy zamienili się instrumentami.

Poniedziałek 31 maja –
Nigel Kennedy Quintet „Shhh!”
Queen Elizabeth Hall, godz. 20.00,
bilety po £9-30

Jazzowy kwintet Kennedy’ego to ostatni formalny akcent maratonu w Southbank Centre. Wszystko już chyba zostało o tej formacji powiedziane, za wyjątkiem tego, że Nigel, ze swoistym poczuciem humoru, przedstawia na scenie swoich muzyków w ten oto sposób: Tomasz Grzegorski  – dupas smokas, Adam Kowalewski –  profesor, Piotr Wyleżoł – glockenspieler, Krzysztof – boom boom, still out of prison – Dziedzic!

Dodajmy jeszcze, że Nigel nie byłby Nigelem, gdyby na własnym festiwalu nie stworzył sam dla siebie okazji do pogrania na jam session. Bo to uwielbia.  I dlatego na koniec każdego wieczoru odbywały się jamy, na scenie Front Room w Queen Elizabeth Hall. Kierował nimi hubbardowski trębacz Tomasz Nowak, przez scenę przewinęło się wielu muzyków i zawsze pojawiał się ze skrzypcami niezmordowany Nigel Kennedy, by dołączyć do kolegów i dać sobie upust w A Night in Tunisia, Perdido, So What, All the Things You Are... Tłum fanów tylko na to czekał i wszyscy świetnie się bawili. Nigel’s Polish Weekend was fun.


Paweł Brodowski

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 7-8/2010


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu