Wywiady

OLEG KIREYEV „Jazz jest naszym wspólnym językiem”

Diana Kondrashina


Z czołowym rosyjskim saksofonista i liderem, który ceniony jest na arenie międzynarodowej, również w USA,  a także współpracuje z polskimi muzykami i często u nas gości, rozmawia Diana Kondrashina.

– Przez jakiś czas w latach 90. mieszkałeś w Polsce. Proszę opowiedzieć o tym okresie.

– Jeszcze wcześniej, w połowie  lat 80., w czasach pierestrojki, brałem udział w festiwalu Jazz Juniors w Krakowie, od tamtej chwili zacząłem często występować w Polsce. W tym okresie byłem szefem artystycznym krakowskiego klubu Ogródek, który mieścił się w centrum Starego Miasta. Występowało tam wielu ciekawych muzyków, z którymi mogłem się spotykać. Nagrałem wtedy płytę „Song For Sonny” ze wspaniałymi polskimi muzykami – pianistą Joachimem Menclem i perkusistą Kazimierzem Jonkiszem. Były to jazzowe standardy. Z Joachimem do tej pory utrzymujemy dobre stosunki, spotykamy się za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Polski, planujemy wspólnie  nagrać kolejny album.
Stale utrzymuję kontakty z Polską, najbardziej jazzowym krajem w Europie Wschodniej. Bardzo lubię ten kraj – obecnie gdy tam jeżdżę, widzę, że stale utrzymuje się najwyższy jazzowy poziom, na licznych festiwalach występują gwiazdy światowego formatu – już nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach.
Ja sam niedawno występowałem w Krakowie, na Letnim Festiwalu w Piwnicy Pod Baranami w międzynarodowym składzie – z amerykańskim pianistą Keithem Javorsem oraz dwoma muzykami z zespołu Soundcheck, basistą Andrzejem Święsem i perkusistą Krzysztofem Szmańdą. Z zespołem tym mieliśmy trasę  w marcu zeszłego roku. Razem z Javorsem nagraliśmy płytę  „Rhyme And Reason”, która ukazała się w tym roku nakładem amerykańskiej firmy Inarhyme Records, w nagraniu wzięli udział muzycy amerykańscy, Boris Kozlov i E.J. Strickland. Europejski wariant tego projektu wystąpił w Polsce i w Rosji.
O Polsce mogę mówić bardzo dużo: wystarczy powiedzieć, że dzięki pomocy takiego producenta jak Bożena Uryga byłem w tym kraju około dziesięciu razy w ciągu ostatnich dwóch lat. W ogóle, dzięki Bożenie w ostatnich latach odbudowane zostały ciepłe, przyjacielskie stosunki pomiędzy Polską a Rosją na niwie jazzu. Rosyjscy muzycy często występują w Polsce, a polscy – niejednokrotnie występowali na festiwalach rosyjskich. Jesteśmy narodami słowiańskimi i, mimo skomplikowanych stosunków politycznych, jazz jest dla nas jeszcze jednym wspólnym językiem.

– Ciekawe, czy rosyjskie centra kultury i ambasady wspierają swoich muzyków w Europie tak, jak to robi ambasada Polski w Rosji?

– W większym stopniu wspierają nas fundacje amerykańskie, m.in. fundacja „Otwarty świat”, dzięki któremu młodzi muzycy rosyjscy mają możliwość jeździć na praktyki i studiować w USA. Wiem, że w Polsce ten system jest jeszcze bardziej rozwinięty. Jeszcze za czasów Związku Radzieckiego, gdy u nas w ogóle nic się nie działo, przez długie lata organizowany był w Warszawie festiwal Jazz Jamboree i występowali na nim artyści amerykańscy. Pamiętam, to był rok 1989, gdy na Jamboree grał zespół Milesa Davisa, występował prawdziwy gwiazdozbiór muzyków! Był to dla mnie pamiętny dzień: udało mi się pograć na jamie z sekcją rytmiczną Milesa! Po występie na Jamboree  muzycy przyszli do klubu Remont o drugiej w nocy i zagrałem z nimi parę utworów.
Polakom zawsze się wiodło, jazz u nich był wspierany na poziomie państwowym – oczywiście przy dużej pomocy entuzjastów. A teraz Unia Europejska buduje tam wspaniałe centra kultury i w ogóle dobroczynnie wpływa na Polskę – to widać i słychać. Pragnąłbym, żeby  w Rosji też było coś podobnego, żeby muzyka jazzowa i kultura w ogóle była otaczana należytą troską.

– A jak polski jazz odbierany jest w Rosji ?

– Powiedziałbym, że polski jazz w Rosji znają i lubią. Jeszcze w Związku Radzieckim najbardziej znaną serią płytową była tzw. seria „Polish Jazz”. Wielu moich rówieśników, a także ludzie młodsi i starsi ode mnie, poznawali jazz właśnie za pośrednictwem tych płyt. Myślę, polskie nagrania zajmują u kolekcjonerów ważne miejsce. Bardzo się cieszę, że Polacy wciąż wysoko niosą sztandar jazzowego kraju, i życzę im dalszej pomyślności.

– Z pana punktu widzenia, czy istnieją w ogóle takie pojęcia jak „polski jazz”, „rosyjski jazz” czy „amerykański jazz”?

– Wcześniej powiedziałbym, że nie, że jazz jest jeden. Ale teraz rozumiem, że specyfika każdego kraju odciska swoje piętno na muzyce. Ja, jako przedstawiciel Baszkirii i Tatarii w jednej osobie, wykorzystuję melodie narodowe w jazzowym kontekście. Jeżeli wspomnieć mój projekt Fen-Shuj Jazz Teatr, który był dobrze przyjmowany i przez Polaków, i przez Amerykanów, to w nim brzmiała i polska, i żydowska, i baszkirska, i rosyjska, i mołdawska, i chińska muzyka. W zespole grał Senegalczyk, dwóch muzyków z Mołdawii, dwóch z Ukrainy, jeden z Tatarii i ja – z Baszkirii. W różnych krajach na koncertach zawsze zapraszaliśmy miejscowych muzyków: francuskiego poetę lub na przykład gitarzystę, a w Polsce do nas dołączył cały zespół perkusistów.
Ale wracając do pytania – kryje się w tym moment pozytywny i negatywny. Europejczycy do tej pory mają problemy z groove’em, takim czysto amerykańskim, mam na myśli przede wszystkim sekcję rytmiczną. Chociaż teraz już istnieją dobre szkoły, czasem nie da się odróżnić muzyka amerykańskiego od europejskiego. Ale nieświadomie czy świadomie, muzycy zawsze wprowadzali do muzyki specyfikę tych miejsc, skąd pochodzą, specyfikę tradycji, na której wyrośli.

– Czy są w jazzie rosyjskim jakieś cechy charakterystyczne, których Europejczycy zawsze oczekują od rosyjskich wykonawców?

– Nie sądzę, że oni oczekują matrioszki. Jest w jazzie rosyjskim wysoki standard i talent wykonawców, ale czy cechy te ujawnią się w muzyce autorskiej albo standardach jazzowych, to inna kwestia. Chociaż Polacy zawsze mi mówią, że słuchaczom ciekawiej poznawać oryginalną muzykę, napisaną przez samych wykonawców. Ale mogę powiedzieć, że kiedy grałem w Polsce – i wcześniej, i teraz, z muzykami zespołu Soundcheck, rozumiałem, że nie ma żadnych granic. Polacy są bardzo otwarci.

– Proszę opowiedzieć o płycie-dodatku do niniejszego numeru JF.

– Na płycie, którą mam zaszczyt przedstawić jako dodatek do czasopisma JAZZ FORUM, brzmią trzy różne sfery mojej twórczości. Jedna z tych sfer to kompozycja z albumu „Songs For Sonny”, który nagrany został w Polsce w 1996 roku. Druga sfera to kompozycje z ostatniego amerykańskiego albumu „Rhyme And Reason”, a trzecia – z legendarnego albumu „Mandala” zespołu Fen-Shuj Jazz Teatr, który był nominowany do Grammy w 2008 r.
Mam nadzieję, czytelnicy JAZZ FORUM, które ja sam czytam od dawna, z przyjemnością posłuchają mojej muzyki. I korzystając z okazji, chciałbym wyrazić wdzięczność redaktorowi naczelnemu, Pawłowi Brodowskiemu, za wieloletnią miłość do jazzu.
 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu