Wywiady
Piotr Wyleżoł

PIOTR WYLEŻOŁ: Czy jazz musi zaskakiwać?

Bogdan Chmura


Choć Piotr Wyleżoł mieszka na stałe w Krakowie,  trudno się z nim umówić, bo jeśli nie jest akurat w trasie, to ma próby z muzykami lub prowadzi zajęcia w Akademii Muzycznej. Jest artystą bardzo wszechstronnym, co powoduje, że działa nie tylko z własnymi formacjami, Triem i Kwintetem, ale też współpracuje z innymi muzykami, m.in. Jarkiem Śmietaną, Januszem Muniakiem, Ewą Bem. Jest też stałym członkiem grupy Nigela Kennedy’ego, gdzie gra na fortepianie, organach Hammonda i... klawesynie. Niedawno wrócił z wojaży po Europie, gdzie wspólnie z Nigelem i zespołem Orchestra of Life grał utwory Bacha i Ellingtona. Wcześniej wziął udział w nagraniu najnowszej płyty: w październiku 2009 ukazał się nagrany w trio album „Children’s Episodes”, a w połowie maja zrealizowany już z nowym kwintetem „Live”. Po koncertach na Wiośnie Jazzowej Zakopane 2010 sympatyczny pianista uczestniczył, również z własnym zespołem, w firmowanym przez Kennedy’ego weekendzie polskiego jazzu w Londynie.

Spotykaliśmy się, zanim jeszcze te wydarzenia miały miejsce, w budynku krakowskiej Akademii Muzycznej przy ulicy Przemyskiej, gdzie działa Katedra Jazzu i Muzyki Współczesnej. Jest godzina 20.00, ruch powoli zamiera; Piotr prowadzi mnie do sali, gdzie zwykle pracuje ze swoimi uczniami. Na drzwiach zauważam kartkę z angielskim tekstem: „To pomieszczenie przeznaczone jest przede wszystkim dla studentów Katedry Jazzu”. „Chodzi o to – tłumaczy Piotr – że tutaj moi studenci mają pierwszeństwo ćwiczenia”. Wchodzimy do środka. Uwagę zwraca leciwy Steinway, wokół biurka, krzesła, szafy, kolumny, biała zwijana tablica z pięcioliniami. Schludnie, skromnie, żadnych zbędnych przedmiotów mogących rozpraszać uwagę – po prostu miejsce pracy. Za ścianą słychać anonimowego skrzypka, który zmaga się z koncertem Mendelssohna...

JAZZ FORUM: Obecnie jesteś pochłonięty pracą z własnym kwintetem. Nagrałeś z nim album, który nosi tytuł „Live”. W składzie znane nazwiska: Pierończyk, Dziedzic, Kowalewski, Dorůžka...

PIOTR WYLEŻOŁ: Zalążek kwintetu powstał podczas pierwszych koncertów w kwartecie z Davidem Dorůžką, a później – również w kwartecie – z Adamem Pierończykiem. Pomyślałem: „Dlaczego nie zebrać ich wszystkich razem?”. A kiedy to nastąpiło, okazało się, że świetnie się rozumiemy. Zagraliśmy parę koncertów i doszedłem do wniosku, że musimy nagrać płytę, bo to jedyna metoda, by na dłużej zaistnieć w świadomości słuchaczy. Repertuar nie został opracowany z myślą o pracy w studiu. Mieliśmy raczej ogólny zarys całości, wytypowaliśmy utwory, które wcześniej sprawdziły się na koncertach. Dlatego zdecydowałem się nagrać płytę live, która rządzi się własnymi prawami. Materiał został zarejestrowany 3 stycznia w Radiu Katowice, album ukazał się w maju.

JF: Jest tam utwór, który bardzo przypomina styl Pierończyka...

PW: (siada do fortepianu i zaczyna grać) Czy masz na myśli ten temat?

JF: (po krótkim namyśle) Tak, choć na płycie słychać bardziej linię melodyczną.

PW: (śmiech) To moja kompozycja. Jej ostateczny kształt uformował się podczas prób. Adam wniósł tam kilka cennych elementów, zwłaszcza jeśli chodzi warstwę rytmiczną i charakter całości. Cieszę się, że to słychać. Na tym właśnie polega praca z takimi indywidualnościami jak Adam, David, Krzysiek Dziedzic i Adam Kowalewski; wszyscy pokazali coś bardzo osobistego, a jednocześnie nie złamali zaproponowanej przeze mnie konwencji.

JF: To Twoje aranże?

PW: Generalnie tak, ale bardziej w sensie koncepcji. To nie są nuty rozpisane na konkretne instrumenty. Aranże były efektem naszych wspólnych dyskusji.

JF: Grasz tam także na pianie elektrycznym.

PW: I to nie na byle jakim. To Fender-Rhodes! Poznałem ten instrument dawno temu, nagrałem na nim płytę z Jarkiem Śmietaną i z Johnem Purcellem. Jestem jednym z tych „szaleńców”, którzy go wożą (i dźwigają!). Warto, bo tego brzmienia nic nie jest w stanie zastąpić.

JF: O Twoim kwintecie ciepło wyrażał się Nigel: „Kwintet Piotra ma bardzo dobrze ukształtowane brzmienie. To muzyka bardzo melodyjna, uwielbiam jej słuchać”.

PW: Miło mi, zwłaszcza, że ta opinia padła z ust tak wybitnego artysty. To wspaniała rekomendacja dla mojego albumu. 

JF: Jakie macie plany koncertowe?

PW: Z moim Kwintetem (podobnie jak z Triem) wiążę duże nadzieje. W tym roku, obok występu na podwójnym festiwalu Nigela Kennedy’ego „A Unique Polish Musical Perspective” w Zakopanem i Londynie, planujemy odwiedzić kilka znaczących festiwali w Europie. 2 lipca zagramy na renomowanym Jazz Baltica (duża scena!), prawdopodobnie zagramy także na Montreaux Jazz Festival oraz na Leverkusen Jazztage. W czerwcu zagramy w Radiu Kraków i będzie to promocja płyty mojego kwintetu.

JF: Twoja poprzednia płyta „Children’s Episodes” była nominowana do tegorocznej nagrody Fryderyka w kategorii Jazzowy Album Roku...

PW: Nominacji jest pięć, a Fryderyk jeden. (śmiech) Nie ukrywam, że jest mi miło, iż mój album został dostrzeżony.

JF: „Children’s Episodes” została wydana przez hiszpańską wytwórnię Fresh Sound Records w serii New Talent. Jesteś pierwszym polskim muzykiem, który znalazł się wśród nagrywających tam artystów. Ta lista jest imponująca.

PW: Rzeczywiście, swoje płyty nagrywali tam m.in.: Brad Mehldau, Kurt Rosenwinkel, Chris Cheek, Nasheet Waits, perkusista Jorge Rossy. A że jestem tam pierwszym Polakiem? Nie przywiązywałbym do tego zbyt wielkiej wagi, choć cieszę się, że po raz pierwszy moja muzyka może być zaprezentowana szerszemu gronu odbiorców; wytwórnia ma bardzo dobrą i skuteczną dystrybucję, obejmującą cały świat.

JF: Jak doszło do tej współpracy?

PW: Zadecydował przypadek. David Dorůžka nagrał tam płytę, a następnie namówił mnie, bym wysłał swoje nagrania do Fresh Sound Records. Wcześniej polecił mnie szefowi wytwórni Jordiemu Pujolowi; do Fresh Sound przychodzi masa płyt, a dzięki rekomendacji Davida miałem pewność, że mój materiał zostanie z uwagą wysłuchany. Tak też się stało; szybko otrzymałem od Pujola telefon z informacją, że album bardzo mu się podoba i chce go wydać.

JF: Kiedy ukazała się płyta?

PW: „Children’s Episodes” wyszła w Hiszpanii w październiku ub.r. W Polsce jest dostępna od połowy marca. Początkowo problemem była cena (miała kosztować ponad 60 zł), ale na szczęście udało się ją „dostosować” do polskich realiów.

JF: Co kryje tytuł albumu? Czy jest to rodzaj muzycznej retrospekcji, przywołanie wspomnień z Twojego dzieciństwa?

PW: Wiele osób tak myśli i jest to zrozumiałe. Jednak dla mnie inspiracją był pewien wycinek mojej codzienności związany z rodziną i dziećmi. W efekcie powstała muzyka dość osobista, jednak nie chciałbym dorabiać do niej jakiejś konkretnej filozofii.

JF: Dwuczęściowy Children’s Episodes pojawia się dopiero pod koniec płyty. Czy to świadomy zabieg?

PW: Tak. Są to bardzo spokojne utwory, do których słuchacz musi dojrzeć, dotrwać do nich. A jeśli dotrwa, to liczę że wysłucha ich z uwagą.

JF: Podobał mi się też Deal with Myself. Świetny temat pokazany w różnych wariantach.

PW: To najbardziej energetyczny utwór na płycie, gdzie temat w postaci krótkiej frazy rozwija się na wzór wariacji i jest niejako tylko pretekstem do improwizowania.

JF: Grasz ze wspaniała sekcją, którą tworzą Michał Barański i Łukasz Żyta.

PW. Prosiłbym, by określenie „wspaniała” zaznaczono w tekście tłustym drukiem. (śmiech) Z Łukaszem znamy się najdłużej; wkrótce minie dziesięć lat, od kiedy nagraliśmy naszą pierwszą płytę „Yearning” (z Adamem Kowalewskim na basie), niebawem ukaże się jej reedycja.

JF: Barański i Żyta to muzycy rozchwytywani nie tylko przez polskich artystów.

PW: Wcale się temu nie dziwię. Bennie Maupin...

JF: Dan Tepfer...

PW: O tak! To wspaniały pianista, miły, skromny człowiek. Łączy nas podobna „chemia” i miłość do pierwszego „jazzmana” w historii muzyki – Jana Sebastiana Bacha. (Piotr siada do fortepianu i zaczyna grać Wariacje Goldbergowskie) Jestem wielkim fanem muzyki klasycznej, Bacha w szczególności. Ćwiczę namiętnie jego utwory. Planuję kiedyś nagrać wszystkie Preludia i Fugi. A skoro już o muzyce klasycznej mowa, chciałbym się podzielić z czytelnikami pewną refleksją. Niestety, zauważam, że młodzi jazzmani często lekceważą muzykę i literaturę klasyczną, a przecież bez niej nie było by nas, jazzmanów; wszak jazz czerpie z tej tradycji pełną garścią, po części również z niej wyrasta. To działa też w drugą stronę – środowisku muzyków klasycznych poleciłbym szukanie inspiracji w jazzie. Nie chodzi nawet o rytm i feeling, co raczej o realizowanie własnego muzycznego „ja”.

Większość jazzmanów to instrumentaliści piszący własną muzykę, natomiast „klasyczni” kompozytorzy z reguły nie grają, a instrumentaliści nie piszą. Kiedyś było zupełnie inaczej. Chopin (który był również genialnym improwizatorem), Liszt, Rachmaninow, komponowali na fortepian, a jednocześnie byli wybitnymi instrumentalistami.

JF: A jak to wygląda w Twoim przypadku?

PW: Nigdy nie zapominam o tym, co powiedziałem przed chwilą. A więc ważną częścią mojego tworzenia muzyki i realizacji siebie jako muzyka jest komponowanie. To dla mnie absolutnie niezbędne. Przelewanie nut na papier jest rodzajem lekcji, dyscypliny. Już sama umiejętność selekcji materiału to duża sztuka.

JF: Działasz jako lider własnych formacji, członek grup Nigela Kennedy’ego, Jarka Śmietany, współpracujesz z wieloma artystami. Jak udaje Ci się zapanować na tym ogromnym repertuarem?

PW: Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Tak, to spory i bardzo zróżnicowany repertuar. Muszę nie tylko ogarniać muzykę, ale też zachowywać niezłą kondycję fizyczną. W pamięci pozostanie mi koncert z Nigelem w Leverkusen, gdzie graliśmy bez przerwy przez trzy i pół godziny.

JF: Opowiedz, proszę, o początkach współpracy z Nigelem. Co zdecydowało o tym, że znalazłeś się w jego zespole? To spore wyróżnienie.

PW: Po raz pierwszy spotkałem się z nim na scenie będąc w zespole Jarka Śmietany. Od tego czasu minęło już właściwie sześć lat, składy się zmieniały, ale wciąż ze sobą gramy. Chyba po prostu odpowiada mu moja muzykalność i to, co wnoszę do jego muzyki.

JF: Jak niezwykła osobowość Nigela wpływa na Ciebie i pozostałych członków jego formacji?

PW: Myślę, że najistotniejsze cechy muzycznej osobowości Nigela, jakie mogą być wzorem do podpatrywania przez młodych (i nie tylko) muzyków, to jego ponadprzeciętna pracowitość, pasja, z jaką poświęca się muzyce i umiejętność koncentracji podczas grania. Nie chcę sugerować, że muzyka jest dla niego najważniejsza w życiu, na pewno jednak kiedy gra, nie sposób go rozproszyć czymkolwiek. Skupione, zamknięte oczy, pot na czole i 150% zaangażowania.

JF: Jesteś bodaj najdłużej grającym z nim muzykiem, mam na myśli jego Kwintet.

PW: To prawda; widocznie odpowiada mu mój sposób gry, podejście do muzyki. Gram z nim od pięciu lat, nagrałem z nim dwa albumy („A Very Nice Album” i „Shhh!”), przemierzyliśmy razem kawał świata. Nigel imponuje mi zarówno jako muzyk, jak i osobowość artystyczna. Nie obawia się ryzyka, wręcz lubi je. Ma szalone pomysły, śmiało przełamuje wszelkie konwencje, z powodzeniem łączy skrajności. Współpraca z nim to wielkie wyróżnienie.

JF: Grałeś też z Nigelem i orkiestrą koncerty Bacha.

PW: …na klawesynie!  Wiedząc, że grywam Bacha, zaproponował mi udział w trasie i w projekcie pod nazwą Bach-Ellington Project.

JF: Ciekawe doświadczenie jak na pianistę jazzowego.

PW: Najpierw ucieszyłem się z tej propozycji, potem był moment przerażenia, ale starałem się myśleć pozytywnie. Ktoś, kto choć otarł się o muzykę baroku wie, że realizacja basso continuo to rodzaj improwizacji; klawesyniści uczą się tej sztuki latami, a jej zasady zostały opisane w poważnych traktatach...

JF: A repertuar?

PW: Koncerty E-dur i a-moll na skrzypce i orkiestrę, d-moll na dwoje skrzypiec (BWV 1042) oraz koncert podwójny d-moll na skrzypce i obój (numer katalogowy: BVW 1060). Druga część to muzyka Ellingtona, tj. kilka utworów z oryginalnymi aranżacjami Duke’a, które zostały przeinstrumentowane z big bandu na orkiestrę smyczkową.

JF: Gdzie wystąpiliście?

PW: W marcu graliśmy dwa koncerty w Szwajcarii, jeden na Węgrzech, w kwietniu daliśmy kilkanaście koncertów w Niemczech. Wystąpiliśmy w najpiękniejszych filharmoniach: Kolonia, Hamburg, Lipsk...

JF: Jesteś artystą koncertującym, ale też wykładasz w klasie fortepianu w Katedrze Jazzu i Muzyki Współczesnej Akademii Muzycznej w Krakowie. Obecnie przygotowujesz pracę doktorską.

PW: To prawda. Katedra w Krakowie istnieje od trzech lat. Prowadzę tam klasę fortepianu. Doktorat (i dydaktyka w ogóle) to dobra okazja, by się rozwijać, spojrzeć na siebie z dystansu. Sporo czytam, zagłębiam się w różne zagadnienia (np. w historię sztuki), którym pewnie nie poświęciłbym tyle czasu, co teraz.

JF: Twoją pracę ma recenzować Bernard Maseli.

PW: Nie tylko on. Wymogi są takie, że pracę powinni recenzować dwaj niezależni autorzy o określonych stopniach naukowych. W moim przypadku będzie to właśnie dr habilitowany Bernard Maseli oraz profesor AM w Krakowie (także jazzman) Jan Pilch. Promotorem pracy jest mój nauczyciel ze studiów (dr habilitowany) Wojtek Niedziela. Uprzedzając pytanie powiem, że temat pracy będzie oscylował wokół „Children’s Episodes”.

JF: Przyszłość jazzu...

PW: Wciąż słyszę o upadku tego gatunku, o jego coraz mniejszej popularności, o tym, że jazz nie jest już w stanie się rozwijać. Nie zgadzam się z tym! Może już nie będzie takiej eksplozji jak dawniej, ale przecież potencjał jazzu jest ogromny. Żyjemy w czasach wielkiej syntezy, kiedy można łączyć muzyczne skrajności, rytmy, melodie z całego świata. Tak zwana globalizacja służy tej muzyce. Mówi się, że odbiorcy (szczególnie krytycy) wciąż czekają na coś nowego, nieoczekiwanego, odkrywczego.

Ale czy jazz musi wciąż zaskakiwać? Taka jest jego misja? To jest sztuczne i sztucznie nakręcane, odwraca uwagę od naturalnego piękna w sztuce. Bach całe życie tworzył genialną muzykę, pozostawał wierny „konserwatywnym” zasadom i nikt go za to nie krytykuje. Z kolei Miles wciąż szukał rzeczy nowych, parł do przodu, nie schlebiał gustom nawet najwierniejszych fanów. Artysta nie powinien oglądać się na mody, trendy, lecz podążać własną drogą, która – jaka by nie była – należy tylko do niego.

Rozmawiał: Bogdan Chmura


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 6/2010


 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu