Wywiady

fot. Joahnn Sauty

Sean Kuti: Nowy kapłan Afrobeatu

Marek Garztecki


Mimo swego młodego wieku (Oluseun Anikulapo Kuti liczy sobie 32 lata) kieruje on jednym z najsłynniejszych afrykańskich zespołów, Egypt ’80. W zespole tym, który stworzył jego słynny ojciec Fela Kuti, początkowo pod nazwą Nigeria ’70, a następnie Afrika ’70, do dziś dwie trzecie składu tworzą muzycy, którzy pojawili się w nim przed 45 laty, na samym początku jego działalności.

Fela i jego zespół stworzyli nowy, oryginalny styl wykonawczy, który nazwali Afrobeat. W przeciwieństwie do większości ówczesnej muzyki popularnej Czarnego Kontynentu, wzorującej się na kubańskim son i rumbie, Kuti inspirował się muzyką amerykańską i brytyjską: jazzem, bluesem i rockiem. I choć biali krytycy nie potrafili dostrzec w Afrobeacie śladów jazzu, słynni jazzmani nie mieli z tym problemów. Z Egypt ’80 grali i nagrywali tacy luminarze jak Roy Ayers czy Lester Bowie, do czerpania inspiracji z muzyki Feli przyznawał się też Miles Davis.

Afrobeat wywodzi się z muzyki high-life, powstałej na początku XX wieku na Złotym Wybrzeżu (dzisiejsza Ghana), połączonej ze wspomnianymi elementami anglosaskimi i tradycyjnymi rytmami ludu Joruba. Ustalony przez Felę typowy skład zespołu (a właściwie mini-orkiestry) afrobeatowego to typowo rockowa sekcja rytmiczna (dwie gitary, perkusja), sekcja dęta (sax tenor, trąbka i puzon) oraz rozbudowana (4-7 osób) sekcja rytmiczna. Lider-saksofonista jest też głównym wokalistą. Integralną częścią zespołu jest grupa tańczących, nader skąpo przyodzianych dziewcząt, które również pełnią rolę chórku. Bardzo istotnym (Fela twierdził, że wręcz najistotniejszym) elementem Afrobeatu są, niesłychanie radykalne, teksty utworów. Sam Fela uważał się bardziej za politycznego aktywistę niż muzyka. Jego śladami podąża obecnie Seun, którego gościć będziemy we wrześniu na Skrzyżowaniu Kultur w Warszawie.

JAZZ FORUM: Zwykle dzieci słynnych artystów, gdy startują, starają się jak najbardziej odróżnić od swych rodziców. Ty postanowiłeś kontynuować dzieło swego ojca, przejmując nawet większość oryginalnego składu jego zespołu. Co zadecydowało o takim wyborze drogi?

SEUN KUTI: Zawsze wiedziałem, że chcę być muzykiem. Zacząłem śpiewać z zespołem, gdy miałem osiem lat, zawsze wykonywałem pierwszy utwór przed występem ojca. Zaczęło się w 1991 roku w trakcie jego tournée po Stanach Zjednoczonych. Ojciec starał się zabierać nas, całą rodzinę w trasę. Obserwowałem ojca na estradzie i po koncercie, tłumy fanów, pieniądze, piękne kobiety i myślałem – to jest łatwe, śpiewasz, tańczysz, bawisz się i jeszcze ci za to płacą. Takie dziecięce wyobrażenia. Gdybym wiedział wtedy to, co wiem dziś, jak ciężki jest to kawałek chleba, to wątpię, czy bym się na to zdecydował. Pewne wolałbym zostać piłkarzem Arsenalu. Jestem ich kibicem od dziesiątego roku życia.

JF: A czy próbowałeś kariery piłkarza?

SK: W Nigerii wszyscy chłopcy kopią piłkę. Jak wracamy z trasy do Lagos, to w weekendy rozgrywamy mecze.

JF: Powracając do muzyki, czy łatwo było zostać liderem zespołu, gdzie większość muzyków mogłaby być Twoimi ojcami?

SK: Zacznijmy od tego, że śmierć Feli była dla wszystkich szokiem. Wiedzieliśmy, że był ciężko chory, ale po tym wszystkim, co przeszedł w życiu, wydawał się człowiekiem niezniszczalnym. I tu nagle dziura, w życiu, w muzyce. Co dalej? Mieliśmy wielką naradę rodzinną, wszyscy wujowie, ciotki, starsze rodzeństwo, bracia i siostry. Większość była za tym, że zespół kończy działalność, po prostu nie ma środków na utrzymywanie kilkunastu muzyków. Zresztą oczekiwano, że wyłoni się spośród nich lider, na przykład Lekan Animashaun bądź, że większość z nich przejdzie do innych grup, na przykład Tony’ego Allena.

JF: Ale przecież był Femi, twój starszy brat, który już grał zawodowo.

SK: Femi miał swój własny zespół Positive Force i wolał z nim grać. Tak więc ja siedzę cicho i tylko słucham…

JF: Obserwowałem to w Afryce, to bardzo różni się od obyczajów europejskich, gdzie młodzi wiedzą wszystko najlepiej i wyrywają się z opiniami, czy ich ktoś o to prosi, czy nie. W Afryce szacunek dla wieku jest bezwzględny.

SK: Gdy mój ojciec zmarł, ja miałem dopiero 14 lat! Występowałem z nim już przez blisko cztery lata, ale wciąż byłem młokosem. Ale pamiętałem zawsze, co ojciec powtarzał: „Ten zespół jest najważniejszą sprawą w mym życiu”. I teraz słucham ze zdumieniem, jak moja rodzina chce rozwiązać najwspanialszy zespół w Afryce. Wtedy odważyłem się poprosić o głos i pytam, czy mógłbym spróbować poprowadzić ten zespół. Początkowo nie było zgody; mówiono mi, że nie mam wystarczającego doświadczenia, a być może i talentu. W końcu zgodzono się, że mogę ich przejąć pod warunkiem, że nie będę w tym celu używał rodzinnych funduszy. Cóż, mówiono, że ten zespół nie przetrwa pięciu lat, a minęło ich już dwanaście.

JF: Ale w przeciwieństwie do tego, co robił Femi, długo nie było o nim słychać.

SK: Bo przez pierwsze dziesięć lat w ogóle nie nagrywaliśmy, za to cały czas występowaliśmy, szlifowaliśmy nasz repertuar, prezentację estradową. Zaczęliśmy nagrywać dopiero kilka lat temu i już wydaliśmy trzy płyty.

JF: Swą płytę nagrałeś jako „Seun Kuti And Fela’s Egypt 80”, na drugiej „From Africa With Fury: Rise” we wszystkich utworach zaznaczone jest „featuring Fela Kuti”. Dopiero najnowsza, „A Long Way To The Beginning”, nie wskazuje na bezpośrednie zapożyczenie od Twojego ojca. Również brzmienie tej ostatniej płyty różni się nie tylko od dwóch poprzednich, ale też od nagrań Feli. Jest bardzo współczesne, utwory są znacznie krótsze, precyzyjnie poaranżowane, zaprosiłeś też popularną wokalistkę Nnekę, jazzowego pianistę Roberta Glaspera, czy dwóch raperów, czego Fela nigdy nie robił.

SK: Po pierwsze Fela sam rapował. Rap to stara afrykańska tradycja i w jego utworach jest dużo monologów na tle granej przez zespół muzyki. Fela śpiewał w tradycyjnie afrykański sposób, teraz nazywają to rap, ale on był pierwszym, który ten styl spopularyzował. Tu chodziło o wydobycie treści, by była ona jednoznacznie zrozumiana i zaakceptowana.

Fela był muzykiem bezkompromisowym, stawiał fundamenty współczesnej muzyki , na których teraz ja, mój brat, Tony Allen i dziesiątki innych budują swoje sprawy. Afrobeat stworzony został dla określonego celu i dopóki nie zostanie on osiągnięty, podstawa tej muzyki musi trwać. To jest ruch. Ponieważ moja muzyka wnosi oryginalne wartości i ja wierzę w te wartości, to stanowi o mej sile.

JF: Mówisz, że Afrobeat to nie muzyka, a ruch społeczny.

SK: To jest też manifest, a nie tylko rozrywka. Już sama decyzja grania Afrobeatu ma charakter manifestu, to zobowiązuje do pewnej świadomości. Wierzę, że artysta jest odpowiedzialny za nadanie sztuce odpowiedzialności społecznej. Gdy posiadasz dar muzyki, ludzie dają ci swe serca, miłość. To zobowiązanie do tego, by dać im coś od siebie w zamian. Dla wielu osób jest to bardzo istotne przesłanie. Za życia Feli Afrobeat był przesłaniem afrykańskim, dziś ma ono charakter światowy. Kiedyś grał go tylko jeden zespół, zespół Feli, ten zespół. Dziś grają tę muzykę na całym świecie, istnieją dziesiątki zespołów afrobeatowych w Ameryce i Europie.

JF: Może to powierzchowne wrażenie, ale wydawało mi się, że najmniej go chyba w samej Nigerii. W radiu, w telewizji nigeryjskiej dużo więcej jest chyba bardziej tradycyjnej muzyki, fuji czy juju.

SK: My zawsze byliśmy na indeksie we własnej ojczyźnie. Wszystkie media w Nigerii są własnością miejscowych polityków, którzy nienawidzili Feli. Dlatego nigdy nie nadawano jego muzyki, do dziś zresztą. Moje utwory puszczą może raz na miesiąc.

JF: Wiesz, ja bym się nie dziwił. Twój ojciec uczynił bohaterem jednego ze swych najsłynniejszych utworów ITT (International Thief Thief) Moszuda Abiolę, który trząsł lokalną polityką w Lagos. Ty na swej najnowszej płycie kontynuujesz tę tradycję utworem IMF (International Monetary Fund), który rozwijasz jako „International Mother Fucker”. Nie oczekiwałbym, że będę za to kochany przez ludzi wpływowych.

SK: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy – to wszystko są instytucje szkodzące nie tylko Afryce, ale całemu światu. Najpierw wszystko z nas wyciskają, a potem każą jeszcze zaciskać pasa. Mamy teraz niby demokrację, ale prezydent dalej nas okrada, tak jak przedtem okradały nas junty wojskowe. Wszyscy nas okradają, posłowie, senatorowie, ministrowie i gubernatorowie. Wszyscy to widzieli, ale mój tata był jedynym, który śpiewał o tym w swych utworach i dlatego władza go nienawidziła. Prześladowano go, napadano nań, bito. Wojsko zniszczyło naszą bazę w Lagos, klub The Shrine tak brutalnie, że były ofiary w ludziach.

JF: Dziś tę tradycję kontynuuje The New Shrine, który miałem okazję w czasie mej niedawnej wizyty w Lagos dokładnie zwiedzić. To prawdziwa świątynia poświęcona muzyce i Feli, zwróciłem uwagę na miejsce, które wyglądało na poświęcony mu ołtarz ofiarny. Z tyłu, na pięterku, jest sala VIP wypełniona zdjęciami najsłynniejszych artystów rockowych i jazzowych z całego świata, którzy byli jej gośćmi. Mówiono mi, że Ty też tam czasami występujesz.

SK: Ten klub, jego powstanie i utrzymanie, to zasługa głównie mego brata Femi, który jest jego właścicielem.

JF: Nie wiem, czy wiesz, ale Femi, występował ze swym zespołem w 2010 roku na festiwalu Skrzyżowanie Kultur, na którym Ty będziesz teraz występował.

SK: Nie, nie wiedziałem.

JF: Należę też do szczęśliwców, którzy mieli okazję widzieć i słyszeć Twego ojca. Było to w połowie lat 80. na festiwalu w Glastonbury.

SK: Brałem też udział w tym występie. Mieliśmy pozycję największych gwiazd tego festiwalu, podczas gdy w Nigerii zniszczono nam jedyne miejsce, w którym mogliśmy stale występować. Nawet dziś klub mego brata to jedyne miejsce w Nigerii, gdzie można posłuchać Afrobeatu, a w samym Nowym Jorku jest takich miejsc co najmniej ze dwadzieścia!

JF: Skoro teraz nagrywasz już tylko swoje utwory, czy na koncertach też już grasz wyłącznie własny repertuar?

SK: Gramy i będziemy dalej grali utwory mego ojca, bo ci, którzy przychodzą na nasze koncerty, chcą je usłyszeć na żywo. Swoje najsłynniejsze kompozycje Fela nagrywał, ale nie wykonywał ich na koncertach.

JF: Nie wiem do jakiego stopnia Twoje nagrania bliskie są wersjom na żywo, ale u Feli czasem jeden utwór był tak długi, że wypełniał całą płytę, ty na ostatniej zmieściłeś ich siedem. Czy zgadzasz się z opiniami niektórych krytyków, którzy twierdzili, że gdyby Fela grał bardziej zwarte utwory, do czego przyzwyczajeni są europejscy czy amerykańscy słuchacze, to byłby dużo bardziej popularny?

SK: Mój ojciec rzucał wyzwanie temu, co oczekiwali słuchacze. Uważał, że skoro Europejczycy potrafią na koncercie słuchać przez parę godzin utworów Bacha, to równie dobrze mogą posłuchać jego 40-minutowej kompozycji. Zresztą pod koniec swego życia ojciec już nawet nie używał określenia Afrobeat. On swą muzykę nazywał Classical African Sound.



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu