Festiwale
Pat Metheny
fot. Jan Rolke

Warsaw Summer Jazz Days 2010 - piątek

Marek Garztecki


Jeśli ktokolwiek miałby jakiekolwiek wątpliwości, co do popularności Pata Metheny’ego w Polsce, to lipcowy koncert jego grupy w Sali Kongresowej, w ramach festiwalu Warsaw Summer Jazz Days, powinien był je ostatecznie rozwiać. Takiego odbioru muzyki na koncercie jazzowym, a i niejednym rockowym, dawno już nie słyszałem. Już pierwsze takty otwierającego koncert Phase Dance spotkały się nie tylko z aplauzem zrozumienia, ale i… nuceniem utworu przez sporą część widowni. I tak już było niemal do końca.
Słuchając rozmów na sali przed i po koncercie, można się było łatwo przekonać, że amerykański gitarzysta to super-gwiazda, posiadająca setki zagorzałych fanów, gotowych przyjechać na jego występ z najdalszego zakątka Polski. Prawda jest taka, że nie ma w tej chwili w kraju ani zespołu rockowego, ani gwiazdy pop zdolnej zapełnić dwukrotnie w ciągu roku Salę Kongresową, a Metheny to potrafi!

Wracając do nucenia, to już tytuł jego obecnej trasy „The Song Book Tour”, sugerował, że nie będzie to trudne, bowiem oznaczało to, że usłyszymy jego najsłynniejsze kompozycje. I tak się też stało. Były m.in. Have You Heard, Farmer’s Trust, This Is Not America, So May It Secretly Begin i Are You Going With Me z szybującą pod niebo, przenikliwą gitarą. Większość repertuaru pochodziła z wczesnego okresu jego kariery, w tym aż trzy utwory z pierwszej płyty Pat Metheny Group z 1978 roku, a cała reszta, bodaj za wyjątkiem zagranego w obłędnym tempie Proof, z lat 80.!

Myślę, że taki właśnie dobór repertuaru wynikał z tego, że wykonawcy koncertu byli określeni jako Pat Metheny Group feat. Lyle Mays, w przeciwieństwie do kilku poprzednich występów Metheny’ego pod jego własnym nazwiskiem czy jego tria/kwartetu. Metheny jest przecież muzykiem, który z równą swobodą potrafi się wypowiedzieć w niemal każdej stylistyce współczesnego jazzu. Tym niemniej to właśnie nagrania dokonane pod szyldem swojego zespołu definiują jego najbardziej rozpoznawalne, charakterystyczne brzmienie. Nie jest też chyba przypadkiem, że Pat Metheny Group, a ściśle biorąc jej kompozytorski trzon Metheny/Mays to – jak mi się wydaje – jeden z teamów o najdłuższym stażu w historii muzyki jazzowej.

Mimo tego, i ekstra wzmianki w nazwie, Mays miał chyba tylko dwie dłuższe partie solowe w James i To the End of the World. Można było wtedy wyczuć, że mainstream jazzowy jest mu znacznie bliższy niż liderowi zespołu. W pozostałych utworach jego gra, nawet solowa, przede wszystkim współtworzyła brzmienie całej grupy. Również gra sekcji rytmicznej była temu rygorystycznie podporządkowana, w tym nawet pełne inwencji solo perkusisty Antonio Sancheza w Jaco. Oczywiście Metheny zaserwował nam pokaz możliwości brzmieniowych bodaj pięciu różnych gitar, w tym słynnej Picasso w niemającej nawet nazwy swobodnej improwizacji, będącej właściwie zabawą w kształtowanie barwnych plam dźwięku. Przeciwległy biegun reprezentował poprzedzający ją Last Train Home o nieomal country-and-westernowym charakterze.

Marek Garztecki


Opublikowano w JAZZ FORUM 7-8/2010


 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu