Wywiady
Mateusz Kołakowski i Dave Liebman

ŻYWOT MATEUSZA

Paweł Brodowski


Z Mateuszem Kołakowskim rozmawiamy po jego koncercie z Dave’em Liebmanem w nowojorskim klubie Jazz Standard.

JAZZ FORUM: To był znakomity występ, Dave Liebman był zadowolony, a publiczność zachwycona. Jak doszło do tego koncertu?

MATEUSZ KOŁAKOWSKI: To wynik współpracy z prężnie działającym Instytutem Polskim w Nowym Jorku, a że
z Liebmanem, to dzięki panu.

JF: Jak to?

MK: Pięć, sześć lat temu prowadził pan koncert Piotra Wojtasika z Liebmanem w chorzowskim Teatrze Rozrywki, po którym przedstawił mnie pan Dave’owi i od tego czasu miałem z nim regularny kontakt mailowy. Przesyłałem swoje nagrania z prośbą o komentarz. Gdy dwa miesiące temu zaproponowałem wspólne granie, chętnie się zgodził. Był to nasz pierwszy wspólny występ. Mieliśmy 10 minut przed koncertem na wybranie paru utworów – czysta improwizacja, a przecież o to w tej muzyce chodzi. Sam Dave uznał koncert za wystarczająco dobry, żeby wydać z tego płytę.

JF: Występujesz w Nowym Jorku, ale ostatnio mało o tobie w Polsce słychać.

MK: To dziwne, ale łatwiej mi zagrać w nowojorskim Jazz Standard czy Knitting Factory niż w warszawskim Tygmoncie. W lipcu miałem kilka koncertów w Stanach, m.in. z perkusistą Marii Schneider, Timem Hornerem i basistą Thomsonem Kneelandem w USDAN Center dla 1,500 osób. Gram też dużo w Europie. Ostatnio występowałem we Włoszech, w Casa del Jazz w Rzymie, w Wenecji, na Sycylii, a także w Wiedniu czy Londynie (POSK Jazz Cafe).

JF: Masz dosyć osobliwe spojrzenie na muzykę. Kto Cię uczył takiego podejścia?

MK: Może właśnie dlatego, że nikt mnie nie uczył, mam inne, własne, chyba oryginalne podejście do fortepianu. Nie przechodziłem typowej edukacji jazzowej, uczyłem się sam, z pomocą dziadka-amatora. Być może taki właśnie nieakademicki sposób uczenia miał wpływ na moją muzykę. Co więcej, moje granie jest na tyle inne, że pomimo licznych sukcesów konkursowych, festiwalowych, nagranych dwóch płyt (jedna z recenzją Douga Ramsaya, znakomitego krytyka z „Jazz Times”) nie dostałem się trzy lata temu na Wydział Jazzu w Katowicach, zdałem za to na wydział klasyczny.

JF:  Studiujesz zatem klasykę. Nie przeszkadza ci to w rozwoju jazzowym? Powszechnie wiadomo, że te dwa gatunki ciężko pogodzić.

MK: Zaczynam IV rok na Akademii Muzycznej w Katowicach i muszę powiedzieć, że na moje szczęście nie zostałem przyjęty na Wydział Jazzu. Typowo akademickie kształcenie i ten sam program dla wszystkich na pewno nie rozwija i co roku wypuszcza pianistów grających podobnie. Tylko nielicznym udaje się osiągnąć coś oryginalnego.
Studia klasyczne tymczasem, mogą bardzo pomóc w rozwoju muzycznym. To oczywiście zależy od podejścia i oczekiwań. Ja postawiłem na pianistykę współczesną – Messiaen, Schoenberg, Scriabin. Na ostatnim egzaminie grałem koncert Strawińskiego i sonatę Berga. Taka twórczość na pewno ma duży wpływ na to, co robię w jazzie. Przede wszystkim jeśli chodzi o harmonię, ale nie tylko – faktura, kolory, inne podejście do melodii. W tej sytuacji nawet łączenie tych dwóch gatunków nie wydaje się być aż tak niemożliwe.

JF: Zatem koncertujesz też klasycznie?

MK: Nie, nie. Klasyka rozwija mnie muzycznie, ale pianistą klasycznym nigdy nie będę, mam za dużo wpływów jazzu, inną technikę, uderzenie, nie to legato. Chociaż czasem zdarza mi się wystąpić z czymś klasycznym. Niedawno, parę tygodni przed występem w Nowym Jorku zagrałem Kwartet na koniec czasu Messiaena na festiwalu w Wigrach, prowadzonym przez Marka Mosia. Oprócz tego w styczniu tego roku byłem w Londynie, gdzie ilustrowałem własnymi kompozycjami pokaz niemego filmu „Bestia” z Polą Negri.

JF: Wracając do uczelni, jak postrzegany jest jazzman na wydziale klasycznym?

MK: Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie podejście zarówno mojej profesor, pani Joanny Domańskiej, jak i rektora, pana Eugeniusza Knapika, którzy nie tylko nie utrudniają mi grania jazzu, ale wręcz zachęcają i pomagają. To właśnie dzięki rektorowi, który polecił mnie i poznał z  Krzysztofem Knittlem, organizatorem festiwalu improwizacji Ad Libitum, miałem możliwość zagrania koncertu w studiu im.  Lutosławskiego i wydania płyty „Ad Libitum – 1st Warsaw Jazz Concert”.

Paweł Brodowski


 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu